Dyrektor więzienia w Sztumie zabił osadzonego

Czarna kartka z kalendarza: 9 października. 9 października 2011 roku, Andrzej G., dyrektor więzienia w Sztumie, wszedł do celi w którym przebywało dwóch więźniów i jednego z nich śmiertelnie ugodził go nożem.

Andrzej G., z wykształcenia psycholog, pracował w Służbie Więziennej od 25 lat. Od 2015 roku w Sztumie, a wcześniej był dyrektorem Aresztu Śledczego w Elblągu.

Kiedy 9 października 2011 roku Andrzej G. wszedł do celi, jeden z więźniów wyszedł z niej. Wówczas dyrektor czterokrotnie ugodził Józefa S. 15-centymetrowym nożem kuchennym. Następnie wrócił do swojego gabinetu i poprosił podwładnych aby wezwali policję, bo właśnie zabił skazanego. Józef S. umarł z wykrwawienia.

Śmiertelnie raniony mężczyzna odsiadywał liczne wyroki za kradzieże. Na wolność miał wyjść dopiero w 2030 roku. Poruszał się na wózku inwalidzkim. Zdaniem funkcjonariuszy służby więziennej było w nim dużo agresji. Często też pisał skargi, że jest niewłaściwie leczony (cierpiał na bóle kręgosłupa). Jednym z adresatów był Andrzej G.

Dyrektor więzienia w Sztumie – niepoczytalny

Dyrektor więzienia został zatrzymany do dyspozycji prokuratury. Natychmiastowo zawieszono go także w obowiązkach służbowych. Prokuratorzy przesłuchali go dopiero dwa dni później, bo był w złym stanie. Mężczyzna przyznał się do winy, ale powiedział, że nie wie dlaczego to zrobił. Po kilkutygodniowej obserwacji specjaliści orzekli jednak, że obecnie Andrzej G. nie stanowi zagrożenia dla otoczenia, a zabójstwo Józefa S. było jednorazowym wydarzeniem.

     Zdaniem biegłych psychiatrów Andrzej G. w momencie popełnienia czynu był niepoczytalny, dlatego mężczyzna został zwolniony z aresztu. (Osoba popełniająca czyn w stanie niepoczytalności spowodowanej chorobą psychiczną, nie ponosi ze swoje działanie odpowiedzialności karnej.) Z opinii wynikało, że dyrektor nie stanowi zagrożenia dla innych ludzi, a jego czyn miał charakter incydentalny. Ich zdaniem, nie musi się leczyć w warunkach szpitalnych.