Harold Shipman: mówili o nim Doktor Śmierć. Czy słusznie?

Lekarze ratują ludzkie życie, ale i wśród nich trafiła się czarna owca. Był nią Harold Shipman, jeden z największych seryjnych morderców w historii. Ten skazany w 2000 r. zabójca miał na sumieniu ponad 200 ofiar. Skazany na karę dożywocia sam wymierzył sobie sprawiedliwość odbierając sobie życie.

Harold Frederick Shipman studiował medycynę w Leeds. Jako student nie prowadził intensywnego życia towarzyskiego – najczęściej samotnie uczył się w swoim pokoju. Nie przeszkodziło mu to jednak w nawiązywaniu romansów. Ożenił się już w wieku 20 lat, gdy okazało się, że Primrose, 17-latka, z którą wtedy się spotykał, zaszła w ciążę.

Harold Shipman doczekał się z żoną czwórki potomków. Przez wszystkie te lata Primrose była zapatrzona w męża. Wedle komentarza opublikowanego przez „The Times” już po aresztowaniu Doktora Śmierć, właśnie kobieta o takich cechach, jak u Primrose, to idealna żona seryjnego mordercy.

„Schlebiała jego wrażliwemu ego i utwierdzała jego bardzo pospolity umysł w przekonaniu, że jest niemal geniuszem” – pisał brytyjski dziennikarz. „Taka adoracja mogła zrodzić w nim złudzenie, że potrafi chodzić po wodzie i rozporządzać niczym Bóg ludzkim życiem”.

Praktykę lekarską Shipman rozpoczął w Todmorden, w Północnej Anglii, gdzie przeniósł się z żoną i dzieckiem. Był tam aktywnym działaczem społecznym, cieszył się szacunkiem w małej miejscowości. Było tak do czasy, kiedy ktoś odkrył, że Shipman jest narkomanem. Doktor zapisywał morfinę wielu pacjentom bez ich wiedzy, po to by mieć do narkotyku nieograniczony dostęp.

Trafił przed sąd. Ukarano go grzywną 600 funtów. Shipman tłumaczył, że wykorzystuje morfinę, aby radzić sobie z depresją, na która cierpi. Ostatecznie nie wyciągnięto w stosunku do niego konsekwencji dyscyplinarnych, tyle że w 1976 r. musiał poddać się leczeniu odwykowemu w ośrodku psychiatrycznym w York.

Zwalczył nałóg i w 1977 r. wrócił do pracy jako lekarz rodzinny na przedmieściach Manchesteru, w Hyde. Znów zyskał sympatię i zaufanie miejscowej społeczności – miał ponad 3 tys. pacjentów. Na swoje 50. urodziny Shipman zaprosił ponad setkę gości, wśród których byli też krewni osób, które wcześniej zamordował. Doktor Śmierć jako narzędzia zbrodni używał dobrze mu znanej morfiny – zabijał nią przez prawie ćwierć wieku, od dnia, w którym zaczął praktykować jako lekarz.

Pierwszym, który zaczął podejrzewać, że z doktorem Shipmanem nie wszystko jest w porządku, był Alan Massey, właściciel zakładu pogrzebowego. Z racji swej profesji zauważył, że umiera duży procent pacjentów Shipmana, do tego schodzą oni ze świata w identycznych okolicznościach. Policja nie zainteresowała się sprawą, jednak wkrótce Doktor Śmierć popełnił błąd.

Ostatnią, 215 ofiarą Shipmana, stała się 81-letnia Kathleen Grundy, wdowa po burmistrzu Hyde. Doktor Śmierć wpadł, bo poczuł się zbyt pewnie i nieudolnie sfałszował testament pani Grundy. Zapisał w nim sobie cały majątek zmarłej, aż 386 tys. funtów. Taki zapis wydało się bardzo podejrzany córce ofiary, prawniczce z zawodu, która z matką utrzymywała bliski kontakt. Poza tym Kathleen Grundy, mimo zaawansowanego wieku, cieszyła się dobrym zdrowiem, a tu nagle umarła bez wyraźnej przyczyny. Był rok 1998. Policja przeprowadziła śledztwo i wkrótce Shipmana aresztowano.

Proces liczącego 54 lata Shipmana odbył się w 2000 r. Doktor Śmierć został skazany na piętnastokrotne dożywocie za zamordowanie 15 kobiet. Tyle morderstw udowodniono. Śledztwo wykazało jednak, że ofiar Shipmana było znacznie więcej. Pozbawił on życia 171 kobiet i 44 mężczyzn. Możliwe też, że zamordował jeszcze 45 innych osób. Najmłodszą ofiarą była 41-letnia kobieta, najstarszą – staruszka w wieku 93 lat.

– Nikczemność tego co pan zrobił jest niewyobrażalna i wykracza poza wszelki opis – stwierdził prowadzący rozprawę sędzia Thayne Forbes podczas uzasadniania wyroku.

Powodem zabójstw nie mogły być pieniądze, bo sfałszowanie testamentu było jednorazowym posunięciem. Zadawanie śmierci pacjentom nie miało też nic wspólnego z eutanazją – większość ofiar cieszyła się w miarę dobrym zdrowiem.

Według sądowych ekspertów, Shipman mordując brał odwet za przedwczesną śmierć matki. Gdy umierała miał 17 lat – Harold asystował przy zabiegach. W ostatnich dniach konającej kobiecie podawano duże dawki morfiny. Trudno jednak traumatycznym przeżyciem nastolatka tłumaczyć późniejsze zamordowanie 215 ludzi. Nie poznamy już prawdy o tym dlaczego Doktor Śmierć pozbawiał życia swych pacjentów. 13 stycznia 2004 r. Harold Frederick Shipman popełnił samobójstwo w więziennej celi.

Podobno Harold Shipman jako młody chłopiec był inteligentny i zdystansowany. Uczęszczał do elitarnej szkoły, gdzie zdobywał wysokie oceny. Chociaż uważano go za wyluzowanego i miłego, nie miał przyjaciół.

Czuwała nad nim matka z ambicjami. Zniechęcała syna do zawierania „niewłaściwych” znajomości, izolowała go, wpajając poczucie wyższości nad rówieśnikami.

Niestety, matka zmarła, gdy Harold miał 17 lat. Chorowała na raka płuc, a w miarę nasilania się dolegliwości lekarz coraz częściej podawał jej morfinę. Chłopak wracając ze szkoły spotykał go w salonie, siedział na sofie z gotową strzykawką.

Po śmierci matki Harold zdecydował, że zostanie lekarzem. Podczas studiów w Leeds poznał pannę Primrose Oxtoby. Para zaczęła się spotykać, a Primrose wkrótce zaszła w ciążę. Młodzi wzięli cichy ślub, a ich pierwsze dziecko miało doczekać się jeszcze trójki rodzeństwa.

Harold Shipman skończył studia w 1970 roku i od razu rozpoczął pracę w szpitalu Pontefract General Infirmary w Yorkshire. A w 1974 r. otworzył swoją pierwszą praktykę. Lekarze z Abraham Ormerod Medical Center w Todmorden uważali go za „dar niebios”. Taki młody, energiczny, zaznajomiony z medycznymi nowinkami. W nowej pracy Shipman stał się bardziej towarzyski, postrzegano go jako szanowanego członka lokalnej społeczności. Pacjenci uwielbiali go za uwagę, jaką im poświęcał.

Jednak personel średniego i niższego szczebla uważał, że jest protekcjonalny i niegrzeczny. W oczy rzucała się jego arogancja — wymagał, aby wszystko działo się po jego myśli, a kiedy ktoś się z nim nie zgadzał, wszczynał awantury. Maniakalnie wszystkich kontrolował, nie pozwalając nikomu robić zastrzyków swoim pacjentom czy pobierać im krwi.

Z biegiem czasu zachowanie Shipmana stawało się coraz dziwniejsze. Miewał omdlenia, ale tłumaczył je epilepsją. Wtedy jedna z recepcjonistek zauważyła pewne niezgodności w rejestrze narkotyków: Shipman przepisywał dużo petydyny — środka przeciwbólowego podawanego zwykle kobietom przy porodzie. W trakcie dochodzenia odkryto, że wielu pacjentów nigdy nie otrzymało leku, a ci, którzy go dostali, nie zażyli takich ilości, jakie przepisał Shipman.

Doszło do konfrontacji. Shipman błagał o drugą szansę, ale wręczono mu wypowiedzenie. Wywołało to u niego atak szału. Shipman wrzeszczał na innych lekarzy, a w końcu cisnął torbą medyczną i wybiegł. Udał się do eleganckiej placówki odwykowej. Za oszustwa związane z receptami zapłacił niewielką grzywnę, nie pozbawiono go jednak prawa wykonywania zawodu i uprawiania niecnego procederu.

7 września 1998 r. lekarz został aresztowany pod zarzutem 15 zabójstw i jednego fałszerstwa. Podczas przesłuchania wszystkiemu zaprzeczył. Traktował śledczych z taką samą pogardą, jak personel szpitali.

Jego proces rozpoczął się w październiku 1999 r. Kolejni świadkowie zeznawali, że ich sprawni rodzice lub krewni umierali nagle z powodu chorób, o których nikt nie miał pojęcia. Niektórzy opowiadali, że kiedy przyjeżdżali do umierających, Shipman od niechcenia podziwiał porcelanę. Nigdy nie wezwał karetki ani nie próbował reanimacji. Natomiast zawsze nalegał na kremację ciał. Często też zachowywał się bezdusznie, kiedy informował ich o śmierci bliskich.

Uzgodnienie wyroku zajęło przysięgłym prawie 34 godziny. 31 stycznia 2000 r. sąd uznał Shipmana za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Orzeczono najsurowszy wyrok — dożywocie.

13 stycznia 2004 roku, na dzień przed jego 58. urodzinami, strażnicy znaleźli Shipmana w celi wiszącego na prześcieradle. Zwłoki przekazano żonie, która poddała je kremacji.

To był finał historii człowieka, którego przez 23 lata praktyki lekarskiej nazywano go „naszym kochanym doktorem”. Gdy wyszło na jaw, że w swojej walizce nosił zastrzyki z diamorfiną – jak farmaceutycznie określa się heroinę – i uśmiercił za ich pomocą co najmniej 215 pacjentów, zyskał przydomek: Doktor Śmierć. A także miano seryjnego mordercy, który zabił największą liczbę ofiar w historii Wysp Brytyjskich i nie tylko.

– Umarła… Ale to była cicha, łagodna śmierć. Sam chciałbym tak umrzeć.

Tak Harold Shipman pocieszał rodziny swoich pacjentów, przy śmierci których bardzo czynnie – jak wykaże śledztwo – asystował. Jak i kiedy w umyśle lekarza, o powierzchowności dobrodusznego intelektualisty, zakiełkował pomysł, by zamiast leczyć ludzi – zabijać ich?

Niektórzy twierdzą, że był uzależniony od zabijania. Poczucie, że ma władzę nad życiem i śmiercią ludzi sprawiało mu niewiarygodną przyjemność. Inni uważają, że winę za mordercze skłonności Shipmana można przypisać przedwczesnej śmierci jego matki. Umarła na raka, gdy Harold miał 17 lat. Jej agonia trwała bardzo długo, a lekarze tłumili ból, podając kobiecie zastrzyki z morfiny. Wkrótce po jej śmierci, Shipman postanowił studiować medycynę w Leeds

Nie tylko doktor śmierć

Ponadprzeciętna inteligencja i imponująca bystrość. Pewnego rodzaju geniusz. Krótko mówiąc – geniusz zbrodni. Przeświadczenie mówiące o niebywałym intelekcie seryjnych morderców i psychopatów, postrzega się jako jeden z największych mitów kryminalnej rzeczywistości. Historia zna jednak przypadki, kiedy człowiek stojący po ciemnej stronie mocy, mógł poszczycić się zaskakująco wysokim IQ. W tym przypadku – morderczym IQ.

Dopuścili się największych i najbardziej brutalnych zbrodni. Stali za najkrwawszymi morderstwami. Przedrostek „naj” pojawia się także w kontekście ich bystrości. Przypisuje się im ponadprzeciętną inteligencję, dzięki której, pomimo wzmożonych wysiłków służb, przez długi czas udało im się uniknąć wymiaru sprawiedliwości. W rzeczywistości iloraz ich inteligencji niewiele odbiegał od średniego poziomu intelektu w populacji osób niezaburzonych. Narzędziem obalającym stereotyp wybitnie inteligentnych morderców są także badania wykazujące, że im wyższy wskaźnik psychopatii, tym niższe IQ. Niemniej, w kręgu największych zbrodniarzy, możemy znaleźć wiele „wybitnych” jednostek, które poziomem inteligencji znacznie przekraczają średnie wartości.

Interesują Cię mordercy z wysokim IQ? Sięgnij po Detektywa 12/2022 (tekst Anny Rychlewicz pt. „Mordercze IQ”). Cały numer do kupienia TUTAJ.

Źródło: interia.pl, medonet.pl, rmffm.pl,

Fot. wikipedia.org