Ketamina w ogromnym stężeniu może zabić. Przez lata uchodzili za małżeństwo idealne. On cieszył się opinią doskonałego ratownika medycznego rzeszowskiego pogotowia, ona – po urodzeniu dzieci zajmowała się domem.
Była zdrowa, nie miała żadnych problemów. Nagle, kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia, w 2008 roku, zmarła. Obok męża, w łóżku. 38-letni Jacek C. wezwał pogotowie. Koleżanka po fachu stwierdziła zgon. Po opuszczeniu mieszkania, ratowniczka nabrała jednak pewnych wątpliwości. Wiele pytań budził ślad po świeżym wkłuciu na ręce zmarłej kobiety. Po wielu prośbach męża, prokurator zdecydował jednak, że sekcji zwłok nie będzie. Jacek C. dołożył wszelkich starań, by ciało żony jak najszybciej zabrała firma pogrzebowa. Dopiero wtedy poinformował rodzinę kobiety o jej śmierci. Ta już od dłuższego czasu podejrzewała jednak, że mężczyzna prowadzi podwójne życie.
Sekcja zwłok jednak się odbyła. Badania wykazały w organizmie kobiety ogromne stężenie ketaminy – niegroźnego leku służącego uśmierzaniu bólu przy zabiegach, który w wysokiej dawce może prowadzić do śmierci. Leku, o który już od kilku miesięcy Jacek C. prosił swoich kolegów z pogotowia. Miał wykorzystać go do uśpienia psa. Elżbieta otrzymała czterokrotnie większą dawkę niż mogłaby przyjąć kobieta w jej wieku i o jej masie ciała. Dawkę śmiertelną.
Nie tylko ketamina, która w ogromnym stężeniu może zabić
Poszła do sklepu kupić czarny materiał na suknię. – To na pogrzeb męża – powiedziała do sprzedawczyni. Ta odparła: – Moje kondolencje. Kiedy małżonek umarł? – Za dwa tygodnie – odparła Tillie. Najsłynniejsza czarna wdowa i seryjna morderczyni w dziejach amerykańskiej Polonii. Wyróżniała się ponadprzeciętnym talentem kucharskim i szczyciła zdolnością przepowiadania przyszłości, a konkretniej daty śmierci. Umiejętność ta ograniczała się jedynie do jej mężów, a wszystkich łączyło jedno – arszenik, którym ich karmiła. Tillie Klimek, urodzona w Polsce jako Otylia Gburek, została oskarżona w Chicago w latach 20. XX wieku o otrucie arszenikiem 20 osób. Czasy się zmieniły, a zabójcy nie zawsze ograniczają się do „prostego” mordowania. Śmierć z rąk truciciela nie jest tylko wspomnieniem z tamtych lat.
Związek łączący kobietę i truciznę znany jest od starożytności. Słowo „trucizna” wywodzi się od łacińskiego venenum i – według niektórych – pochodzi od Wenus, czyli starożytnej bogini miłości, piękna i pożądania seksualnego. Dziś, gdy do głosu dochodzi żądza odebrania życia drugiemu człowiekowi, sprawdzoną bronią wydaje się ona – owa trucizna. Ta, wbrew pozorom, nie jest jedynie domeną płci pięknej. W rękach mężczyzny ma ona dokładnie taką samą moc.
Paracelsus, zwany ojcem medycyny nowożytnej, badał wiele substancji chemicznych i analizował je pod kątem wykorzystania ich jako leki. Sprawdzał także ich właściwości trujące. To z jego ust padła słynna wypowiedź: „Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną”.
Chcesz poznać więcej podobnych historii? Sięgnij po Detektywa 11/2023 (tekst Anny Rychlewicz pt. Miligram arszeniku, kropla rtęci). Cały numer do kupienia TUTAJ.