Krwawy napad na Kredyt Bank w Warszawie

Napad na Kredyt Bank. Od tej jednej z najbardziej szokujących i bezwzględnych zbrodni minęły niedawno 22 lata. Dramat rozegrał się w marcową sobotę 2001 roku w Warszawie. Ofiarą bezlitosnych przestępców padły cztery osoby. Każda z nich zginęła od strzału w tył głowy. Eksperci mówili potem o tzw. strzałach katyńskich.

Agnieszka R., Maria M. i Anna Z. przygotowywały się do wyjścia z domu. Była wprawdzie sobota, ale one musiały iść tego dnia do pracy. Nie martwiły się tym zbytnio, bo czekało ich tylko kilka godzin siedzenia w okienku kasowym. O godzinie 13 będą wolne.

W podobnym nastroju, w swoim domu, do wyjścia szykował się Stanisław W. 50-letni ochroniarz miał mieć wolną sobotę, ale jego współpracownik, Krzysztof M., kilka dni wcześniej poprosił go, by zamienili się dyżurami:

– W sobotę mam przysięgę kolegi w Wesołej. Chciałbym na nią pojechać. Możemy się zamienić? – spytał z nadzieją w głosie Stanisława.

– Jasne, nie ma problemu – odparł Stanisław W.

W piątek, 2 marca 2001 roku, ten sam Krzysztof M., wieczór spędzał w towarzystwie Grzegorza Sz. oraz Marka R. Mężczyźni pojechali do sklepu nocnego na zakupy. Nabyli trzy butelki wódki, wędlinę i chleb, a potem udali się do domu jednego z nich, gdzie przebywali przez całą noc. Raczyli się alkoholem, ale nie rozmawiali zbyt wiele. Ich myśli zaprzątało to, co miało się wydarzyć nazajutrz. Przysięga kolegi była tylko wymówką. Krzysztof i jego kumple mieli do zrobienia coś w ich mniemaniu o wiele ważniejszego: coś, co miało ustawić ich do końca życia. Sądzili, że dzięki temu nie będą musieli już pracować. Marek R. i Krzysztof M. byli wtedy zatrudnieni w charakterze ochroniarzy w bankach, dwóch różnych. Pierwszy z nich pracował w PKO BP, a drugi – w filii Kredyt Banku. To właśnie ta druga placówka miała być celem ich sobotniej „wizyty”.

Strzały w tył głowy

Następnego dnia Stanisław W. jako pierwszy stawił się w filii nr 6 I Oddziału Kredyt Banku w Warszawie przy ulicy Żelaznej 67. To centrum Warszawy, jakieś dwa kilometry od Pałacu Kultury i Nauki. Mężczyzna otworzył placówkę i poszedł się przebrać. Po jakimś czasie dostrzegł, że ktoś stoi przed drzwiami wejściowymi. Zdziwił się, bo to był Krzysztof M., którego tego dnia nie miało być w pracy, ale się nie wystraszył, bo przecież znali się już od 3 lat.

– Cześć. Co ty tu robisz? Przecież masz wolne – zapytał 50-latek kolegę po fachu, otwierając mu drzwi i wpuszczając do środka Krzysztofa i jego towarzysza.

– Cześć. Tak, nic się nie zmieniło. Wpadłem tylko oddać mundur. Wpuścisz nas do socjalnego? – wyjaśnił Krzysztof.

– Jasne, nie ma problemu.

Filia Kredyt Banku znajdowała się w dość nowoczesnym, jak na tamte czasy, budynku. Strefa dla klientów mieściła się na parterze, natomiast pod ziemią zorganizowano pokój socjalny dla pracowników. Umieszczono tam również skarbiec z kilkoma masywnymi sejfami. Cała trójka zeszła więc do podziemi, gdzie rozegrał się pierwszy akt dramatu. Gdy Stanisław W. stał odwrócony tyłem do mężczyzn, Grzegorz Sz. bezszelestnie wyciągnął przyniesiony ze sobą pistolet. Miał zamontowany tłumik, żeby nie narobił hałasu podczas wystrzału. Wymierzył w 50-latka i strzelił mu w plecy. Mężczyzna upadł na ziemię. Potem Grzegorz oddał jeszcze kolejne dwa strzały w głowę strażnika.

– Szybko, trzeba pozbyć się ciała – zarządził jeden z mężczyzn. – W podłodze jest studzienka, tam umieścimy zwłoki.

Napad na Kredyt Bank

Przestępcy działali machinalnie, beznamiętnie. Nie zastanawiali się nad tym, co robią. Jeden z nich podniósł właz studzienki, a potem umieścili w niej zwłoki Stanisława W. Mieli z tym problem, bo otwór był za mały, dlatego zaczęli skakać po ciele, by się tam zmieściło. Później odłożyli właz na miejsce, posprzątali krew i przykryli podłogę wykładziną. Niecierpliwie oczekiwali na przybycie kasjerek.

W końcu kobiety pojawiły się przed wejściem do banku. Do środka wpuścił je Krzysztof M. Kobiety również były zdziwione widokiem mężczyzny, bo spodziewały się zastać w środku Stanisława W. Młodszy z ochroniarzy przy okazji wpuścił do środka Marka R., który do tej pory stał na ulicy, pilnując, by nikt nie przeszkodził kolegom w realizacji morderczego planu.

Agnieszka, Maria i Anna udały się do pokoju socjalnego, by się przebrać. Potem włączyły komputery i maszynkę do liczenia gotówki. Gdy to zrobiły, poszły do skarbca, by pobrać pieniądze. Na ten moment przestępcy czekali. Po cichu ruszyli za kobietami i kiedy sejfy zostały otwarte, kasjerki usłyszały krzyk:

– Na ziemię! Wszystkie! – odezwał się Grzegorz Sz.

Agnieszka, Maria i Anna były przerażone. Przecież Krzysztof był ich kolegą z pracy. Nie sądziły, że z jego strony czeka ich coś złego. Ale widziały, że Grzegorz trzyma w dłoni broń. Wszystkie wiedziały, że to nie przelewki. Wykonały jego polecenie i zaczęły błagać o darowanie im życia.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2023 (tekst Anny Frej pt. Krwawy napad na Kredyt Bank). Cały numer do kupienia TUTAJ.