Zabił znajomego za rozbity żyrandol

Zabił znajomego za rozbity żyrandol. Nie seks i nie rabunek, ale zniszczony żyrandol był motywem, z powodu którego Bogusław brutalnie uśmiercił znajomego. Odpokutuje teraz za swój czyn w więzieniu.

Gdy ratownicy medyczni pojawili się w mieszkaniu Bogusława, zobaczyli leżącego na podłodze Janka. W swoim raporcie z interwencji opisali jego wygląd w nader obrazowy sposób: „Ciało mężczyzny jest wychłodzone, blade, bez akcji serca. Widoczny silny obrzęk twarzoczaszki i siniaki okularowe, zakrzepła krew na skórze i uszach. Klatka piersiowa wiotka”.

To ostatnie zdanie oznaczało, że mężczyzna, któremu mieli udzielić pomocy, ma połamanie żebra i mostek. Wniosek był oczywisty: leżącego na podłodze pokrzywdzonego brutalnie zakatowano na śmierć.

Ratownicy pytali obecnego w mieszkaniu gospodarza co się stało, ale nietrzeźwy Bogusław tylko patrzył na włączony telewizor i ignorował zapytania. Odpalał jednego papierosa za drugim i coś bełkotał pod nosem, mówił nieskładnie i chaotycznie. Powtarzał te same frazy, bardzo wolno cedząc każde słowo. Ratownicy spojrzeli na siebie i zdecydowali, że nic tu po nich.

– Tu jest potrzebna policja, my już nie mamy niczego do roboty – stwierdzili.

Po chwili na miejscu kryminalni byli i zaczęli zabezpieczać ślady zbrodni.

Rozebrane zwłoki na dywanie

W notatce urzędowej funkcjonariuszy znalazły się stwierdzenia, że gdy weszli do mieszkania denat leżał na plecach, a wokół niego były kawałki szkła i elementy połamanej deski do prasowania. Krew widoczna była wokół głowy tragicznie zmarłego Janka, a jej rozbryzgi dały się zauważyć praktycznie w każdym kącie pokoju. Twarz zabitego przykryto zakrwawioną i rozerwaną koszulą flanelową. Nie miał spodni, ktoś rzucił je na dywan. Nie było na nich czerwonych śladów i nie były uszkodzone. To świadczyło, że Janek nie miał dżinsów na sobie, gdy został skatowany. Jego bokserki były nieco opuszczone. Buty leżały obok, tylko na prawej nodze była skarpetka, a ta z lewej nogi leżała koło ciała. Na klatce schodowej i przed blokiem technicy kryminalistyczni nie znaleźli żadnej krwi. To wskazywało, że dramat z udziałem zabójcy i ofiary rozegrał się w czterech ścianach mieszkania.

Policjanci wiedzieli, że o motywach zbrodni było za wcześnie mówić, ale tego seksualnego wcale nie wykluczali. Zatrzymano gospodarza mieszkania, ale Bogusław zaprzeczał, by miał coś wspólnego ze śmiercią gościa.

– Piliśmy wódkę, Janek wyszedł z mieszkania, a gdy wrócił był już pobity. Twierdził, że tak na osiedlu urządziły go jakieś małolaty – zeznał Bogusław, przesłuchany jako świadek.

Zabił znajomego

Prokurator nie miał dowodów, że było inaczej niż mówił i po kilku godzinach wypuścił go z aresztu, ale podskórnie czuł, że mężczyzna nie zdradził prawdy o przebiegu tej majowej nocy 2019 roku.

Przeczucie to jedno, a twarde dowody, to co innego. Na ich zebranie śledczy potrzebowali 9 miesięcy. Po tym czasie zapadła decyzja, by ponownie zatrzymać Bogusława i dopiero wtedy postawić mu zarzut dokonania zabójstwa Janka. Podczas pierwszego i drugiego zatrzymania mężczyzna był nietrzeźwy. Okoliczni bywalcy miejscowych barów w Nowej Hucie potwierdzili, że Bogusław za kołnierz nie wylewał i sam chętnie częstował innych alkoholem.

Z zebranych dowodów wyłonił się obraz życia gospodarza mieszkania oraz Janka. Bogusław utrzymywał się z prac dorywczych, był po rozwodzie i z byłą żoną i jedyną córką praktycznie nie miał kontaktów. Po śmierci rodziców mieszkał sam na Wzgórzach Krzesławickich w Nowej Hucie i obracał się w nieciekawym towarzystwie. Nie był wcześniej karany.

Znajomi z osiedla w Nowej Hucie

Popijał wódkę tu i tam, czasem zapraszał do siebie znajomych z osiedla, a wśród nich był i 78-letni Janek. Był od kilku lat kolegą ojca Bogusława, ale gdy rodzic zmarł mu w 2017 roku Bogusław nadal zapraszał Janka do siebie. Gospodarz mieszkania wiedział, że Janek mieszkał z żoną na tym samym nowohuckim osiedlu. Miał syna Jarka, znanego w okolicy pod pseudonimem Makej, ale ich relacje rodzinne były mocno skomplikowane. Syn – zamiast w swoim pokoju – często nocował w należącej do ojca piwnicy.

Ze wstydu panowie ukrywali ten fakt, ale o noclegach wiedziała choćby dozorczyni z okolicznych bloków. Janek robił  synowi wyrzuty, że „Makej” nie dokłada się finansowo do domowego budżetu i nie pracuje. Dlatego niechętnie widział go w pokoju obok. W dniu zabójstwa doszło do kolejnej scysji między mężczyznami i „Makej” uderzył ojca w głowę. Rozdzieliła ich Krystyna, matka Jarka.

Od uderzenia Janek miał jedynie zaczerwienienie na twarzy. Ten incydent nie uszedł uwagi policjantom i poważnie brali pod uwagę, że to może syn był sprawcą zbrodni. Dlatego nie tylko „Makeja”, ale całą grupę wybranych  świadków  przebadano na wykrywaczu kłamstw, przeszukano ich mieszkania i zabrano ubrania do analiz. To wszystko odbywało się  na etapie typowania sprawcy zabójstwa. Mimo wszystko, ogrom wykonanej pracy nie od razu przyczynił się na policyjny sukces. Mijały tygodnie, potem miesiące, a sprawca zabójstwa cały czas pozostawał na wolności.

Zabił znajomego. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2023 (tekst Marcina Grzybczaka pt. Śmierć za rozbity żyrandol). Cały numer do kupienia TUTAJ.