Lawina śnieżna i podejrzana kradzież

Roman K. był typowym przykładem przedsiębiorcy, który odniósł sukces w latach 90. na skutek przemian polityczno-ekonomicznych w Polsce. Działał dynamicznie w wielu branżach i pod koniec ubiegłego tysiąclecia dysponował już okazałym majątkiem. Jego elementem był dom we włoskich Dolomitach kupiony z myślą o wypadach narciarskich. 22 lutego 1999 roku, w okolicach miejscowości Campitello di Fassa, gdzie mieścił się dom K., zeszła lawina śnieżna.

Boże Narodzenie w 1998 roku 51-letni Roman K. spędzał we Włoszech wraz z żoną Danutą, dwójką dzieci – 16-letnim Damianem i 12-letnią Dominiką. Towarzyszyła im grupa znajomych z Polski. Trzy zaprzyjaźnione rodziny z Krakowa. Witold H. obecny wówczas na Wigilii ze łzami w oczach wspominał tamten czas:

– Co by było, gdyby ta lawina spadła na dom w święta? Ofiar byłoby dużo więcej. To wielka tragedia, to co się stało. Kiedy dowiedzieliśmy się o wypadku, długo nie mogliśmy się otrząsnąć.

22 lutego lawina śnieżna spowodowała zawalenie się dachu, pod którym przebywała cała rodzina K. Nikomu z zasypanej czwórki nie udało się przeżyć. Dach zapadł się do środka budynku, a masy śniegu dodatkowo go obciążyły. Choć ściany budynku przetrwały, zdaniem służb ratunkowych nikt z obecnych w środku nie miał szans na przeżycie.

Pierwsza ekspertyza

Rodzina K. należała do jedynych śmiertelnych ofiar lawiny. Kilka osób bezpośrednio po zdarzeniu władze uznały za zaginione, ale po paru godzinach z mniejszymi bądź większymi obrażeniami ratownikom górskim udało się je odnaleźć. Złamania i odmrożenia dotknęły wówczas łącznie ponad pięćdziesiąt osób. Sąsiedzi Romana K. niedowierzali, że rodzina schroniona w domu, nie przeżyła lawiny. Kto buduje tak domy?! – takie pytanie zadawali sobie mieszkańcy Campitello di Fassa. Krążyły plotki, że Polak zbudował dom po kosztach i bez właściwego projektu, dlatego przypłacił to życiem. Tuż po przejściu lawiny na miejscu tragedii pojawili się prokurator i policyjni technicy. Pierwsza ekspertyza wykazała, że przyczyną zawalenia się dachu były błędy konstrukcyjne. Prokurator wykluczył udział osób trzecich w zdarzeniu.

Cień wątpliwości padł trzy dni po tragedii, kiedy do Włoch przybyli rodzice Danuty K. Pomimo szoku, w jakim się znajdowali dokonali niepokojącego spostrzeżenia. W salonie na dolnym poziomie, w stanie nienaruszonym, zachował się telewizor i część mebli, natomiast ratownicy przeszukujący ruiny nie odnaleźli choćby resztek obrazów, czy żadnej biżuterii. Komoda w sypialni przewróciła się, wypadły z niej ubrania i szkatułka na biżuterię, ale nie było śladu po kosztownościach. Zwłoki również były ogołocone z cennych rzeczy. Roman K. i jego żona nosili złote zegarki, łańcuszki i pierścionki. Ciężko sobie wyobrazić, że w chwili nadciągającej lawiny, pierwszą rzeczą jaką zrobili, to zaczęli zdejmować biżuterię i ukrywać ją w bezpiecznym miejscu.

Rodzice Danuty K. rzucili podejrzenie na ratowników, jakoby ci okradli ofiary. Nie mieli na to jednak żadnych dowodów. Olgierd W. – ojciec Danuty – był emerytowanym inżynierem budownictwa. Znał projekt domu. Jego prywatnym zdaniem dach budynku był solidny i z całą pewnością powinien wytrzymać napór lawiny, którą uznano za małą. W miejscu, gdzie stał dom, objętość lawiny nie przekraczała 100 na 1000 m3. W. postanowił osobiście przyjrzeć się połamanym krokwiom.

Lawina śnieżna. Cień wątpliwości

Olgierd W. kilka dni przyglądał się elementom zawalonego dachu. Nasunął mu się niepokojący wniosek. Drewniane elementy nie były połamane od naporu śniegu z góry, lecz od uderzenia o strop od dołu. Oznaczało to najwyraźniej, że konstrukcja nie ugięła się pod ciężarem, tylko zwyczajnie złożyła się do środka jak domek z kart. Czy elementy były niesolidnie połączone? Takiej możliwości nie można było wykluczyć, ale potrzebna była dokładniejsza ekspertyza. Olgierd W. podczas swojej kariery zawodowej widział wiele zawalonych budynków, ale ten wypadek wyglądał mu podejrzanie. Swoimi przemyśleniami zainteresował prokuraturę. Przeprowadzono dokładniejsze badania zawalonej konstrukcji. Rodziny ofiar ich wyniki poznały dopiero w listopadzie 1999 roku.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne 3/2022 (tekst Konrada Szymalaka pt. Lawina śmierci). Cały numer do kupienia TUTAJ.