Magdalena Dawidczyńska – sprawa z Archiwum X

Magdalena Dawidczyńska – sprawa z Archiwum X. Czy w sprawie, w której od 27 lat nie udało się ustalić sprawcy, może jeszcze nastąpić przełom? Czy może być tak, że nazwisko mordercy zapisano w pierwszym tomie akt? A może wręcz przeciwnie – nigdy nie trafiono na jego ślad?

Zabójstwo Magdy Dawidczyńskiej wymyka się pewnym standardom lat 90. XX wieku. Sposób jego przeprowadzenia przypomina nieco mafijną egzekucję. Zaplanowaną i zrealizowaną na zimno. Jednocześnie nic nie wskazuje na motyw rabunkowy albo seksualny. Czytając zeznania można odnieść wrażenie, że ofiary nikt nie znał do końca, zaś praktycznie wszyscy świadkowie kłamią i przeinaczają fakty. Jednocześnie jest to zbrodnia, która pokazuje jak zmieniła się Polska. Sprawy, o których nikt nie chciał wtedy mówić, dziś są normalnym elementem debaty publicznej. I być może to jest ten moment, na który czekała ta zbrodnia, jeśli bowiem chcemy odnaleźć zabójcę, to musimy o pewnych rzeczach zacząć mówić wprost.

***

Magdalena Dawidczyńska była jedynaczką. Urodziła się w Łodzi, ale całe życie była związana z Warszawą. Sport miała w genach – była córką piłkarza i trenera. Po liceum nie kontynuowała nauki. Została trenerką tenisa ziemnego. Na początku pracowała w TKKF Falenica.

Jak wynika z akt śledztwa jeszcze w okresie liceum Magda zaczęła uczęszczać do Fanklubu zespołu ABBA. To z tego środowiska wywodziło się potem wielu jej znajomych. Tam także poznała Marka – swojego narzeczonego.

Około roku 1992 w życiu Magdaleny pojawił się Jacek K. Mężczyzna miał budynek magazynowy przy ulicy Romantycznej. Wydzierżawił go jej i pomógł zagospodarować na halę do gry w tenisa. Potem kobieta dobudowała także kort ziemny. Tak zaczęła się jej przygoda z własnym biznesem.

Magda w momencie śmierci miała 26 lat, była więc osobą bardzo młodą. Musiała być odważna i obrotna, skoro śmiało rzuciła się w wir rodzącej się kapitalistycznej Polski.

W roku 1993 Magdalena Dawidczyńska na imieninach koleżanki poznała swoją późniejszą przyjaciółkę Agatę. Kobiety były sobie bardzo bliskie i wiedziały na swój temat najwięcej. Agata spotykała się z Marcinem, Magda z Markiem i w tym składzie wyjeżdżali na weekendy i wakacje. Urlop w roku 1995 spędzili we czwórkę w Sopocie.

I teraz najważniejsze: NIC Z TEGO, CO NAPISAŁEM, NIE JEST W 100 PROCENTACH PRAWDĄ.

Magdalena Dawidczyńska

30 listopada 1995 roku rodzice Magdaleny wyszli z domu o godzinie 9, gdy dziewczyna jeszcze spała, wrócili zaś o 19, gdy była jeszcze w pracy. Ojciec Magdaleny zeznał:

– Córka prowadziła zajęcia w tej szkółce w godzinach popołudniowych, kiedy to młodzież i dorośli kończą pracę. Miała stałych uczniów gry w tenisa, ale też wielokrotnie przyjmowała zgłoszenia o wynajęcie kortu na godziny. Przeważnie na te zajęcia chodziła młodzież ze szkół podstawowych i średnich. (…) Z takich zajęć córka wracała późno, ale nigdy nie później niż po godzinie 23. Bywały takie dni, że na korcie w ogóle nie było zajęć. Córka zajęcia w szkółce rozpoczynała przeważnie o godzinach 16 – 17 i dojeżdżała swoim samochodem marki Peugeot 309 koloru ciemny grafit.

W domu została jeszcze babcia, która przyjechała do Warszawy dwa dni wcześniej.

Z zeznań matki Magdaleny:

– Magda na dzień 1 grudnia szykowała zabawę u nas w mieszkaniu z udziałem przyjaciół i znajomych. Wiem od swojej matki, że przed jej wyjściem do pracy, zadzwonił do naszego domu Marek i rozmawiał z nią. Mama mówiła mi, że Marek podobno dzwonił z pociągu, wracając do domu z podróży służbowej. Dzwonił do Magdy po to, aby umówić się na zakupy w dniu 1 grudnia.

***

Tego dnia do Magdy dzwoniła także Agata:

– Magda powiedziała mi, że w dniu dzisiejszym „zdzwonimy się” raz jeszcze i omówimy szczegóły. Na żaden inny temat wczoraj z nią nie rozmawiałam. Prostuję, powiedziała, że może dzisiaj na korcie pozostać trochę dłużej, gdyż będzie chciała trochę sprzątnąć.

Zajęcia na korcie zaczęły się o godzinie 16, czyli już po zmroku. Trwały do godziny 19.10. W ich trakcie, na chwilę na Romantyczną przyjechał Jacek K. Co było potem, nie wiemy. Po godzinie 23 Magda nadal nie wróciła do domu. Były to niestety czasy sprzed powszechnej telefonii komórkowej, więc rodzice nie mieli wyboru, jak tylko czekać na powrót jedynaczki. Tłumaczyli sobie, że może nocuje u kogoś ze znajomych, choć jednocześnie zeznali:

– Czasem zdarzało się, że córka wracała do domu około północy, ale sporadycznie. Nigdy jednak nie zdarzyło się, żeby nie wróciła na noc.

Chcesz poznać kulisy tego zabójstwa? Sięgnij po Detektywa 8/2023 tekst Bartłomieja Mostka pt. Brak punktu zaczepienia). Cały numer do kupienia TUTAJ.