Nepalczyk zabierał go do mieszkania i gwałcił

Sanjeew K. wyjaśniał, że Nepalczyk wielokrotnie zabierał go do swego mieszkania i tam gwałcił: – Telefon przyczepiał do framugi okna, zakrywał sobie twarz czymś w rodzaju maski, a kiedy mi to robił, kazał patrzeć w stronę aparatu. Nie zawiadomiłem policji, bo byłem w Polsce nielegalnie. Każdego dnia myślałem, jak zorganizować pieniądze na wykupienie wideo. Nic z tego nie wychodziło, więc z udręki zacząłem pić. Restaurator miał nade mną całkowitą władzę. Na przykład zabrał mi paszport, aby pod moim nazwiskiem przesyłać nielegalnie zarobione pieniądze rodzinie w Nepalu.

Pies obszczekiwał samochód na osiedlowym parkingu, na peryferiach podwarszawskiego miasteczka L. Nie reagował na wołanie właścicielki. Kobieta podeszła bliżej do toyoty, zajrzała przez szybę do środka. Na kierownicy leżał martwy mężczyzna. Miał na szyi mocno zaciśnięty węzeł z szalika. Był obnażony. Zawiadomiono policję. Z kieszeni kurtki denata funkcjonariusze wyjęli nepalski paszport i kartę pobytu w L., na nazwisko Kumara I. Od 2 dni szukano tego człowieka – zaginięcie zgłosił 27 grudnia 2018 roku Polak, który przedstawił się, jako pełnomocnik Nepalczyka do spraw urzędowych. Kumar I. prowadził w L. restaurację o nazwie Ewerest.

Następnego dnia przeszukano mieszkanie, które wynajmował 37-letni Nepalczyk. Policja weszła do lokalu rano. Trzej lokatorzy – pracownicy Ewerestu: Sanjeew K., Ashouth Sh. z Indii oraz Prasad B. z Nepalu, jeszcze spali. Zostali zatrzymani z uwagi na rozbieżności w złożonych zeznaniach.

Nepalczyk prowadził restaurację

Właścicielka mieszkania Ewa Sz. zeznała, że Kumar I. wynajmował u niej lokal od 3 lat. Mieli wspólne interesy. On prowadził w L. nepalską restaurację, miał tam 1 proc. udziału. Pozostałe 99 proc. należało do jego wspólnika. Chciał się z nim rozstać i prosił Ewę Sz., aby wykupiła od tego wspólnika jego udziały na kilka miesięcy.

– Ja się zgodziłam – zeznała właścicielka mieszkania. – Zostałam prezeską, ale tylko na papierze, nie ponosząc żadnych kosztów. Nie miałam z tego żadnych dochodów. Po roku zaproponowałam I., żeby moje udziały przejął ktoś przeze mnie polecony. Byłam przekonana, że formalności zostały dopełnione. Tymczasem okazało się, że cały czas widniałam w Krajowym Rejestrze Sądowym.

Ewa Sz. ostatni raz widziała Kumara I. tydzień przed Bożym Narodzeniem 2018 roku, gdy weszła do jego restauracji.

– Mówił, że ma problemy. Zatrudnił kogoś, kto okazał się nieuczciwy. Na domiar złego powierzył prowadzenie restauracji dwóm przybyszom z Indii. Oni narobili długów, a potem jeden z nich zginął w wypadku samochodowym – relacjonowała.

24 grudnia Sz. wysłała SMS-a do Nepalczyka z pytaniem, co się z nim dzieje. Odpowiedział, że jest w Amsterdamie, odpoczywa. Wraca nazajutrz. Dwa dni później poprosiła go drogą elektroniczną, aby zrobił zdjęcie licznika gazowego w wynajmowanym mieszkaniu, bo musi zapłacić rachunek. Ten SMS nie został odebrany.

Poranne wyznanie

Zatrzymany Ashouth Sh.zeznał na aresztowym posiedzeniu Sądu Rejonowego w L., że wie, kto zabił Kumara I. Mordercami są: barman w Ewereście Sanjeew K. i jego kolega z Łodzi Tapender S., były pracownik Kumara I. Sanjeew sam mu to powiedział rano 27 grudnia, gdy się obudzili w lokalu wynajmowanym przez restauratora. W przestępstwie uczestniczyła jeszcze jedna osoba, której zatrzymany nie znał. Sanjeew K. oświadczył, że jest to nieprawda.

30 grudnia aresztowano Tapendera S. Podczas rewizji policja znalazła u niego narkotyki. Ustalono, że telefony podejrzanego i Hindusa Ayaya S. logowały się w miejscu ujawienia zwłok Nepalczyka. Ayaya S. również został zatrzymany, choć podobnie jak Tapender S. twierdził, że nie miał nic wspólnego z zabójstwem.

– My Hindusi nie mamy żadnego pozwolenia od Najwyższego, aby zabijać – przekonywał przesłuchujących.

Zapytany, co robi w Polsce wyjaśnił, że zamierza na dłużej zatrzymać się w Warszawie; złożył już nawet wniosek o kartę pobytu.

Ponownie przesłuchany Ashouth Sh. zeznał:

– Gdy jest się Nepalczykiem czy Hindusem w tak obcym kraju jak Polska, gdzie nie sposób nauczyć się miejscowego języka, trzeba szukać swoich.

Sanjeewa K. poznał na Łotwie, gdzie przebywał półtora miesiąca. Potem rodak wyjechał do Grecji, ale tam mu się nie powiodło i osiadł w Polsce, konkretnie w L. W tym czasie Tapender S. pracował w restauracji Kumara I.

Znacznie starszy od nich Nepalczyk, który mieszkał w Polsce już kilka lat, przyjmował Azjatów do obsługi gastronomicznej. Póki co, jedyną zapłatą była możliwość najedzenia się i przespania w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Pieniądze za robotę owszem, obiecywał, jednakże były to słowa bez pokrycia, niezmiennie brzmiały „jutro”.

Stał się agresywny

Sytuacja pogarszała się z miesiąca na miesiąc; Kumar I. stał się agresywny, zwłaszcza, kiedy był pijany. A to zdarzało się coraz częściej. Przekleństwa: „matkoje…”, „siostroje…” – w Indiach wielka obraza – fruwały w powietrzu. Kiedyś o mało co nie polała się krew, gdyż Sanjeew K. chciał pobić restauratora grożącego mu, że jeśli będzie się upominać o kasę, spowoduje – dzięki swym znajomościom – wydalenie go z Polski.

Tapender S. też miał dosyć harowania u Nepalczyka. Postanowił przeprowadzić się do Łodzi. Kumar I. zareagował krzykiem – nie dość, że rejteruje, to jeszcze chce zabrać jego pracowników.

Istniał też drugi powód konfliktu: Nepalczyk miał Tapendera S. w garści, gdyż ten był mu winien 2,5 tys. euro za załatwienie karty pobytu w Polsce. Większość przybyłych nad Wisłę Hindusów nie wiedziała, że taki dokument można uzyskać legalnie. Restaurator „umożliwiał” legalizację pobytu wielu Azjatom, to było jego stałe źródło dochodu. Tapender S. też dał się nabrać.

W czasie kolejnego przesłuchania Ashouth Sh. rozszerzył swoje zeznania:

– Kiedy 26 grudnia wychodziłem w nocy z Ewerestu, zauważyłem w świetle latarni stojących w pobliżu Sanjeewa K., Tapendera S. i jeszcze jednego nieznanego mi mężczyznę. Oni mnie nie dostrzegli, stałem w ciemnościach. W mieszkaniu Kumora I., gdzie zwykle spałem, zastałem tylko jednego kolegę, kucharza z Ewerestu. Kiedy obudziłem się rano, był tam też Sanjeew K. On mi się zwierzył, że z Tapenderem S. i inną osobą udusili w nocy restauratora. Po zabójstwie włożyli ciało do samochodu i wywieźli na obrzeża miasta. Prowadził Tapender S.

Był bardzo zdenerwowany

Przesłuchano dziewczynę Sanjeewa K. Zeznała, że 26 grudnia jej chłopak poszedł na spotkanie z Tapenderem S. Telefonowała do niego tamtej nocy, w godzinach 1-2, nie odbierał połączeń. Następnego dnia prosił ją: gdyby ktoś pytał, niech potwierdzi, że wspólnie spędzili wieczór i noc z 26 na 27 grudnia.

– Był bardzo zdenerwowany – zeznała. – Tłumaczyłam sobie, że ponieważ gdzieś przepadł jego szef razem ze swoją toyotą, on nie chce być w to wplątany. W pierwszy dzień po świętach Bożego Narodzenia jeździliśmy z Sanjeewem po L. i wypatrywaliśmy samochodu Nepalczyka. Kiedy kilka dni później przeczytałam w miejscowej gazecie o znalezieniu ciała zamordowanego restauratora, uświadomiłam sobie, że byłam bardzo blisko miejsca porzucenia toyoty. Chciałam nawet skręcić na ten parking, ale Sanjeew stanowczo mi odradzał, wręcz wymógł zawrócenie.

Sanjeew K. nadal się nie przyznawał. Twierdził, że 26 grudnia, po wyjściu o godzinie 22.30 z restauracji, poszedł odetchnąć do parku. Rozpalił ognisko – to hinduski zwyczaj, pora roku nie ma znaczenia, przy ogniu dobrze się myśli. O godzinie 1.30 pojechał taksówką do centrum Warszawy, tam spotkał Tapendera S. i około godziny 6 rano wrócił do mieszkania w L.

Śledczy uważnie obejrzeli nagranie z kamer zainstalowanych na Dworcu Centralnym. 26 grudnia 2018 roku godzinie 21.53 dostrzegli na peronie Tapendera S.i jego rodaka Ayaya S., którzy odjechali pociągiem podmiejskim. Na mniej wyraźnym nagraniu tej samej nocy ze stacji PKP w L., widać dwóch mężczyzn narodowości hinduskiej, którzy o godzinie 22.26, po zejściu z peronu, udali się w kierunku miasta.

Z wnętrza toyoty wyizolowano DNA co najmniej dwóch osób. Były tam profile Tapendera S. i Ashoutha Sh. Odciski palców tego drugiego znajdowały się na butelce wódki zostawionej w samochodzie.

Nepalczyk i sześć filmów wideo

Niespodziewany przełom w śledztwie. Podczas przesłuchania w Sądzie Rejonowym w L. (w kwestii kolejnego przedłużenia aresztu) Sanjeew K. przyznał się, że razem z Tapenderem zamordowali restauratora. – Owinąłem mu szyję szalikiem, a kolega udusił.

On miał powody. Pod koniec października Nepalczyk – Kumar I. pokazał mu w swoim telefonie 6 filmów wideo, na których gwałcił Sanjeeva. Sprawca miał zasłoniętą twarz, ale jego ofiara nie wątpiła, z kim ma do czynienia. – Te nagrania były kręcone na zapleczu restauracji. Na wszystkich byłem całkowicie nagi, on wpychał mi penisa do ust. Po amfie nie potrafiłem się bronić, zwłaszcza, że było ich dwóch. Chcieli też, żebym pojechał z narkotykami do Holandii. Miałem tam sprzedać towar i przywieźć im pieniądze.

Sanjeew K. wyjaśniał, że Nepalczyk wielokrotnie zabierał go do swego mieszkania i tam gwałcił: – Telefon przyczepiał do framugi okna, zakrywał sobie twarz czymś w rodzaju maski, a kiedy mi to robił, kazał patrzeć w stronę aparatu. Nie zawiadomiłem policji, bo byłem w Polsce nielegalnie. Każdego dnia myślałem, jak zorganizować pieniądze na wykupienie wideo. Nic z tego nie wychodziło, więc z udręki zacząłem pić. Restaurator miał nade mną całkowitą władzę. Na przykład zabrał mi paszport, aby pod moim nazwiskiem przesyłać nielegalnie zarobione pieniądze rodzinie w Nepalu.

8 stycznia 2019 roku Sanjeew K. zawiadomił prokuratora: „Chciałbym spotkać się z panem jak najszybciej. Ja nie zabiłem, nawet nie dotknąłem ciała. Nie chcę żyć. Chcę iść do Boga”. Tydzień później wysłał z aresztu kolejny list, napisany własną krwią. Twierdził, że był jedynie świadkiem tragicznego zdarzenia…

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej zbrodni? Sięgnij po Detektywa 6/2021 (tekst Heleny Kowalik pt. “Haniebna śmierć na obcej ziemi”). Do kupienia TUTAJ.