Porwanie Eweliny Bałdygi to jedna z najbardziej zagadkowych spraw kryminalnych XXI wieku. Jej ojciec swego czasu pojawiał się na listach najbogatszych Polaków. Mimo zapłacenia porywaczom olbrzymiego okupu, Ewelina nie wróciła do domu. Nigdy nie znaleziono sprawców przestępstwa. Nigdy nikogo nie skazano, ani nawet nie postawiono przed sądem. Zagadka goniła zagadkę.
Pomimo upływu lat tak jest do dzisiaj. Nigdzie nie ma zdjęć zaginionej. Rodzina – jak czytamy w mediach – nie wypowiada się na ten temat i nie rozmawia z dziennikarzami od momentu samego zdarzenia aż do dzisiaj. Rzekomo nie do końca wierzą w jej porwanie, być może wciąż mając nadzieję, że ich córka żyje. To hipoteza prezentowana przed niektórych dziennikarzy… ale nigdy nie potwierdzona przez policję
Porwanie Eweliny Bałdygi: kim była ofiara?
Zaginiona Ewelina to córka właściciela jednego z największych zakładów przetwórstwa mięsa w Polsce – firmy JBB zlokalizowanej w miejscowości Łyse, w pobliżu Ostrołęki. W 2005 r., kiedy doszło do porwania, przebywała w Warszawie, gdzie studiowała i mieszkała. Koszmar rodziny Bałdygów zaczął się 30 maja 2005 roku.
Ewelina Bałdyga miała wtedy 21 lat. Była studentką warszawskiej Wyższej Szkoły Zarządzania. Tego dnia po zajęciach, miała wrócić do swojego mieszkania, gdzie czekała na nią matka Barbara Bałdyga. Tuż przed porwaniem, dziewczyna wysłała do niej wiadomość: „Mamo, będę w domu o 19”.
Moment porwania uwieczniły kamery przemysłowe, które znajdowały się na Banku Zachodnim WBK. Widać parking przy ulicy Domaniewskiej i zaparkowany samochód Eweliny. Po chwili tuż obok parkuje biały samochód dostawczy. Zgodnie z zapisem, około godziny 18 w kadrze pojawia się Ewelina. Aby móc wsiąść do swojego samochodu, musi wejść między oba zaparkowane auta. Ewelina stoi odwrócona tyłem do samochodu dostawczego – nagle jego drzwi się otwierają. Wychodzi z nich mężczyzna, łapie Ewelinę za szyję i wciąga do środka.
Pojazd natychmiast odjeżdża, zaraz za nim podąża drugi samochód. Wiele wskazuje na to, że prawdopodobnie ubezpiecza porywaczy. Wszystko trwało zaledwie kilkanaście sekund, akcja była doskonale zorganizowana. Samochód porywaczy został znaleziony tego samego dnia przy ulicy Stoczniowców – był spalony i pusty.
Gdzie jest Ewelina?
W tym czasie Barbara Bałdyga nadal czekała na córkę w jej mieszkaniu. Około 19:30 zadzwonił do niej narzeczony dziewczyny – Łukasz. Martwił się, że Ewelina nie odbiera telefonu i nie ma z nią kontaktu. Umówili się, że razem pojadą pod szkołę Eweliny, aby jej poszukać. Bez skutku, dziewczyna nadal nie dawała znaku życia. 31 maja bliscy Eweliny udali się na policję, aby zgłosić zaginięcie dziewczyny. Okazało się, że powiadomienie o zdarzeniu na parkingu, złożył już przypadkowy świadek zdarzenia. Był to jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy policja wiedziała o porwaniu wcześniej niż rodzina.
Moment porwania – jak się później okazało – zarejestrowała kamera przemysłowa na pobliskim budynku ówczesnego Banku Zachodniego WBK. Fakt, że dysponowano nagraniem, niewiele pomógł, bo jego jakość była zbyt słaba, by zidentyfikować sprawców. Stanowiło ono jednak dowód na to, że faktycznie doszło do uprowadzenia. Tylko tyle i aż tyle!
Niedługo po zdarzeniu znaleziono przy Wale Miedzeszyńskim spalonego forda. Następnego dnia rodzina zgłosiła zaginięcie córki.
Sprawa Eweliny Bałdygi: porwanie dla okupu?
Od początku wszystko wskazywało na typowe porwanie dla okupu. Nie bez podstaw – Józef Bałdyga, właściciel zakładu mięsnego JBB w Łysych, to jeden z najbogatszych przedsiębiorców w regionie. Od lat trafiał na listę najbogatszych Polaków publikowaną przez magazyn “Forbes”. Jego majątek w 2020 r. został oszacowany na ponad 670 mln zł. Jak czytamy o nim w “Forbes”, “zaczynał w 1992 r. od kredytu na kupno masarni po likwidowanym GS-ie, w którym wcześniej sam pracował. Dzisiaj zatrudnia 1300 osób.”
W zeznaniach siostry Eweliny, cytowanych w książce Janusza Szostaka “Urwane ślady”, można przeczytać, że dziewczyna nie obnosiła się ze swoim bogactwem, ale właściwie nie musiała, bo było to po niej widać. Modne, drogie ciuchy, sportowe BMW… Jednak nie tylko to zwiększało prawdopodobieństwo porwania dla okupu. Wskazywały na to również inne okoliczności, związane m.in. z wyjątkowo aktywną w tym czasie działalnością gangów.
Porywacze skontaktowali się z rodziną Eweliny dopiero kilka dni po wciągnięciu jej do busa przy Domaniewskiej.
Porywacze kontaktują się z rodzicami Eweliny dopiero 5 czerwca 2005 roku. Tego dnia, około godziny 19, Józef Bałdyga odebrał telefon i usłyszał obcego mężczyznę:
„Józef, nie rozłączaj się. Zaraz coś ci powiem” – usłyszał w słuchawce, a potem porywacze odtworzyli z taśmy głos Eweliny: — Zróbcie wszystko, żeby mnie nie zabili!– krzyczała i szlochała.”
Kolejne próby kontaktu porywacze podejmowali na przemian telefonicznie i poprzez SMS-y. Zapewniali, że po zapłaceniu okupu dziewczyna wróci do domu cała i zdrowa.
“Nikt jej nie tknął palcem. Nie jesteśmy gwałcicielami” — przekonywali w SMS-ach.
Mieli zażądać 500 tys. euro i zaznaczyć, aby w sprawę rodzina nie angażowała policji ani żadnych detektywów. I rzeczywiście rodzice Eweliny B. próbowali działać na własną rękę). Takiej kwoty w gotówce jednak zamożny biznesmen nie miał pod ręką, dużo pieniędzy podobno zainwestował w rozwój zakładu w Łysych.
Coraz wyższe żądania
Tymczasem żądania bandytów rosły – doszły do kwoty 1 mln euro. Rodzina zebrała część żądanego okupu i próbowała go przekazać. Według źródeł, z których informacje nie do końca się pokrywają, wynika, że takich prób było kilka, ale do przekazania z różnych powodów nie dochodziło.
W międzyczasie rodzina dostała przesyłkę – kosmyk włosów Eweliny. W końcu udało się przekazać okup porywaczom – nieoficjalnie wiadomo, że torba z pieniędzmi została przerzucona przez ekran dźwiękochłonny w okolicach mostu Grota-Roweckiego w Warszawie, podobnie jak w przypadku innej głośnej sprawy – porwania Krzysztofa Olewnika.
Był to jeden z tropów wskazujących na możliwe powiązania obu porwań, jednak późniejsze śledztwo nie potwierdziło takiego związku i ostatecznie o dokonanie obu przestępstw oskarżani byli różni ludzie i grupy przestępcze.
Porwanie Eweliny Bałdygi: dlaczego ją uprowadzono?
Przy okazji tej sprawy bardzo często pojawia się pytanie: dlaczego doszło w ogóle do tego porwania? Jedno jest pewne – chodziło o okup, ale do dziś nie wiadomo kto stał za porwaniem.
Początkowo policja podejrzewała narzeczonego Eweliny – Łukasza. Nie znaleziono jednak żadnych powiązań mężczyzny ze świtem przestępczym. 29 czerwca 2009 roku wybuchł pożar w zakładzie przetwórczym JBB, należącym do rodziny Bałdygów. Pojawiły się plotki o podpaleniu. Z powodu braku dowodów dochodzenie zostało umorzone. Według nieoficjalnych hipotez Józef Bałdyga miał mieć powiązania ze światem przestępczym. Zarówno porwanie córki jak i pożar fabryki miały być zemstą za to, że nie chciał zgodzić się na odstąpienie udziałów w firmie mafii. Milioner nigdy nie komentował tych spekulacji.
Według jednej z hipotez śledczych za uprowadzeniem studentki stoi tzw. gang obcinaczy palców, którego specjalnością były porwania dla okupu. Grupa przestępcza ma na swoim koncie kilkanaście uprowadzeń. Trzy porwane osoby nigdy nie wróciły do domu, z czego dwóch nigdy nie odnaleziono. Szacuje się, że w latach 2003-2005 przestępcy wyłudzili około 7 milionów złotych.
Według wstrząsających relacji ofiary były poddawane brutalnym torturom. Niektórym z nich obcinano palce lub włosy, aby przesłać rodzinie „dowód życia” i pokazać, że sprawa jest bardzo poważna. Porywacze działali według ustalonego schematu. Każde uprowadzenie było poprzedzone zdobyciem jak najpełniejszej wiedzy o ofierze. Prowadzono obserwacje, aby poznać zwyczaje i rozkład dnia przyszłej ofiary. Prawdopodobnie pierwsze obserwacje Eweliny Bałdygi miały miejsce już we wrześniu 2004 roku.
Okrutny gang
Wiosną 2005 roku, gdy Ewelina Bałdyga została wciągnięta do białego busa, policjanci “terroru”, czyli Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw, rozpracowywali ten gang, uważany za najbrutalniejszy w Polsce. “Obcinacze”, podgrupa mafii mokotowskiej, zajmowali się głównie brutalnymi porwaniami na Mazowszu. Żądali wysokich okupów, grozili okaleczaniem, w tym obcinaniem palców. Niekiedy groźby spełniali.
W Walentynki 2003 roku w podwarszawskich Kajetanach porwali bizneswoman Mariannę G. Za jej uwolnienie żądali od rodziny miliona złotych. 9 marca okup wpłacili jej synowie, dzień później kobieta odzyskała wolność. Porywacze pozostali nieuchwytni.
Kilka miesięcy później ofiarą “obcinaczy” padł właściciel lombardu spod Piaseczna, Robert L. Wyznaczyli za niego 300 tys. dolarów okupu. Zebranie takiej kwoty zabrało rodzinie trochę czasu, co rozdrażniło bandytów. Zaczęli torturować zakładnika i obcinać mu palce. Markowali egzekucję mężczyzny przy użyciu piły mechanicznej. L. spędził w niewoli ponad dwa miesiące.
Ostatniego dnia marca 2004 roku, na rok przed zniknięciem Eweliny B., “obcinacze” porwali Mariusza M. Zażądali za niego 800 tys. euro. Rodzina postanowiła zapłacić mniej, dokładnie 127 tys. dolarów i 10 tys. euro. Zamiast Mariusza dostała więc jego obcięty palec. Więcej negocjacji nie było. Ponad miesiąc później przypadkowe osoby natknęły się na ciało mężczyzny. Przed śmiercią był torturowany. Jeszcze w trakcie przetrzymywania Mariusza gang miał porwać hinduskiego biznesmena Harisha H. Stawka za jego wolność rosła, by osiągnąć dwa miliony złotych. Bliskim Hrisha bandyci przesłali jego trzy odcięte palce. Okupu nie zapłacono, kontakt z porywaczami się urwał. Podobnie jak w przypadku Eweliny, ciała mężczyzny nie odnaleziono.
Kim był “Ojciec”?
W 2016 roku przed sądem stanęli oskarżeni o członkostwo w “gangu obcinaczy palców”. Kierować nimi mieli Wojciech S., ps. “Wojtas”, i Grzegorz K., ps. “Ojciec”. Nieoficjalnie mówiono, że to właśnie “Ojciec” kierował porwaniem Eweliny B. W pewnym momencie miał nawet przyznać się do tego w trakcie przesłuchania przez łódzkich śledczych, licząc na złagodzenie kary. Oficjalnie jednak wszystkiemu zaprzeczył.
Przez lata nie udało się zgromadzić wystarczających dowodów łączących “obcinaczy” z Eweliną. Jej sprawę porównywano z innymi porwaniami dzieci biznesmenów z branży mięsnej. Rozchodziły się plotki, których nic nie potwierdzało. Na przykład ta, że Ewelina miała być przetrzymywana w tym samym domu co Krzysztof Olewnik, a “obcinacze”, czyli domniemani zleceniodawcy jej porwania, mieli współpracować z gangiem Wojciecha F., odpowiedzialnym za porwanie Olewnika.
Ciała Eweliny nie odnaleziono. Niektórzy uważają, że dopóki nie ma ciała, dopóty nie można mówić o śmierci. Ale już w 2005 roku nawet drobni przestępcy mieli sprawdzone sposoby na pozbycie się zwłok ofiar. Czy w tym przypadku mogły zostać rozpuszczone w kwasie dla zatarcia śladów? To jedna z wielu hipotez, z upływem lat coraz bardziej wiarygodna.
Porwanie Eweliny Bałdygi: rysopis podejrzanej
Ewelina Bałdyga miała 174 centymetrów wzrostu, włosy ufarbowane na jasny blond, szczupłą budowę ciała. Cechy charakterystyczne: na jednym z kolan pionowa blizna o długości trzech centymetrów, w lewym uchu trzy dziurki na kolczyki. W dniu zaginięcia kobieta była ubrana w białe rybaczki ściągnięte sznurkiem, turkusową bluzkę na ramiączkach oraz japonki.
Źródło: kobieta.pl, onet.pl, wp.pl, gazeta.pl, wyborcza.pl
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. pixabay.com