Rolandas J. – zbójca z litewskim paszportem

Właścicielka lokum położyła się spać, jej znajomy Bronisław C. kręcił się po kuchni. Litwin – Rolandas J. miał poobijaną twarz, lekko krwawił z nosa i rozbitej wargi. Poszedł umyć się do łazienki. Kiedy wrócił do kuchni usłyszał, że Marek B. śmieje się z niego i mówi, że to jeszcze nie koniec bicia „Wiktora”. Po tych słowach Litwin odczekał kilka chwil i wziął do ręki nóż leżący na blacie w kuchni. Podszedł do siedzącego w fotelu Marka B. I z dużą siłą zadał mu cios w klatkę piersiową, trafił prosto w serce. Bezpośrednich świadków tego finałowego zajścia nie było.

Kiedy nie ma zwłok zamordowanej osoby – najważniejszego dowodu popełnionej zbrodni – przestępcy czują się bezkarni. Temida i na to ma sposób… Każda osoba, która jest na miejscu zdarzenia, pozostawia jakiś ślad, który można przełożyć na materiał dowodowy.

Zwykle takich telefonów dyżurny komendy miejskiej policji w Krakowie nie odbiera zbyt często. Była mroźna, lutowa noc, służba tego dnia przebiegała dość spokojnie. Jedynie pewien mieszkaniec osiedla w Nowej Hucie  zgłosił włamanie do piwnicy. Potem przed północą był telefoniczny sygnał od rozdrażnionej żony, że mąż ją źle traktuje i po pijaku bierze się do rękoczynów. W końcu kilka minut przed godziną 3 nad ranem w słuchawce odezwał się obcokrajowiec, który mówił łamaną polszczyzną, ale jakoś udało się go zrozumieć. Tym bardziej, że wypowiadał krótkie, ale dosadne i zapadające w pamięć zdania.

– Czy to policja? Zabiłem człowieka w mieszkaniu w centrum miasta, podaję numer bloku i mieszkania. Proszę tu przyjechać – rzucił spokojnym głosem. 

Pod wskazany adres dyżurny natychmiast wysłał dwa radiowozy, bo rozmówca wcale nie sprawiał wrażenia pijanego lub żartownisia, któremu się akurat nudzi.

Rolandas J. – Nóż prosto w serce

Na miejscu kryminalnym drzwi otworzył wielki jak dąb, ostrzyżony na jeża 52-latek, jak się okazało obywatel Litwy. Zaprowadził policjantów do pokoju, gdzie na fotelu leżał martwy mężczyzna. Z jego klatki piersiowej wystawał wbity po rękojeść kuchenny nóż. Nie było wątpliwości, że ofiara nie żyje. Wokół  utworzyła się już wielka kałuża krwi.

Dla pewności funkcjonariusze sprawdzili czy oddycha i zbadali mu puls dotykając jego szyi. Upewnili się w ten sposób, że już nie ma najmniejszego sensu wzywać karetki pogotowia. Po czym odwrócili się do dryblasa i założyli mu na ręce kajdanki. Był spokojny, nie stawiał oporu, łamaną polszczyzną powtórzył przy nich to samo, co pół godziny wcześniej powiedział do telefonu dyżurnemu komendy.

– To ja zabiłem tego człowieka – nie krył.

Badanie wykazało, że miał promil alkoholu we krwi.  Początkowo niewiele o nim było wiadomo, bo nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Policjantom powiedział, że podarł je i wyrzucił. 

***

Po chwili na miejscu zjawili się technicy kryminalistyki, by zabezpieczyć ślady oraz dyżurny prokurator. On też zdecydował, że trzeba powiadomić konsula Litwy o całej sytuacji, w końcu zatrzymano obywatela obcego kraju. I to pod bardzo poważnym zarzutem.

Właściwie pod względem dowodowym prokurator miał proste zadanie, bo rzadko się zdarza, by sprawca zbrodni od razu się do niej przyznawał i to kilka razy. Tak zwykle bywało w sprawach rodzinnych, gdy mąż uśmiercał żonę, potem się kajał i przepraszał za swoje zachowanie. Wyrażał przy tym żal i skruchę, bo wyrzuty sumienia były zbyt duże, by zaprzeczać swojemu sprawstwu. Tu była inna sytuacja. W jednym pomieszczeniu byli obcy sobie ludzie. Na stole stała butelka wódki co świadczyło, że wcześniej odbyła się tam zakrapiana alkoholem impreza. I w jej trakcie, z jakiegoś powodu, jeden  biesiadnik uśmiercił drugiego kompana od kieliszka.

Od razu kluczowe było pytanie, dlaczego Litwin to zrobił, co nim kierowało, że sięgnął po nóż. Może w jego przypadku wystarczyło użyć pięści i tak rozwiązać konflikt, który miał z ofiarą zbrodni, mężczyzną wyraźnie niższym, słabszym fizycznie, potem się okazało że mocno schorowanym.

***

Przesłuchania podejrzanego, zanim trafił do aresztu tymczasowego, tylko częściowo odpowiedziały na te pytania. Rolandas J. nie krył, że w Polsce mieszkał od roku, a w Krakowie przebywał od kilku miesięcy. Utrzymywał się z prac dorywczych, głównie z budowlanki i drobnego handlu.  Miejscowi mówili o nim „Wiktor”, bo imię Rolandas wydawało się im jakieś długie i trudne do wymówienia. Łamali sobie na nim język.

Prokurator postanowił prześwietlić kryminalną przeszłość przybysza zza granicy. Choćby dlatego, by się upewnić, czy mężczyzna za zabójstwo będzie odpowiadał w warunkach recydywy, czy może jednak w jego przypadku to pierwsze złamanie przepisów prawa. Oprócz sprawdzenia w polskich policyjnych bazach danych, czy Rolandas J. był skazywany, wysłano w tej samej sprawie prośby o pomoc prawną na Litwę oraz do Wielkiej Brytanii, bo z tego kraju mężczyzna przybył do Polski. Może i tam coś narozrabiał, po czym szukał schronienia nad Wisłą?

Gdy dokumenty z zagranicy trafiły na biurko oskarżyciela publicznego okazało się, że aresztowany Litwin to całkiem niezłe ziółko. Jego życiorys mógłby być podstawą do sensacyjnego filmu z wieloma zwrotami akcji.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 12/2022 (tekst Marcina Grzybczaka pt. Zabójca z litewskim paszportem). Cały numer do kupienia TUTAJ.