Tomek Cichowicz: zaginął, czy nie chce wracać do Polski?

Tomek Cichowicz zaginął w marcu 1990 roku. Miał wtedy 4 lata. Według policji chłopiec utopił się w pobliskiej rzece. Rodzice nigdy nie pogodzili się z tą wersją i cały czas prowadzili poszukiwania. Ostatnie tropy wiodą za ocean.

Każde zaginięcie jest dramatem. Jednak najwięcej emocji wzbudzają zaginięcia dzieci i nastolatków. W Europie każdego roku w niewyjaśnionych okolicznościach znika średnio około 100 tysięcy młodocianych. Policyjne kroniki w Polsce co roku odnotowują zaginięcia średnio 6 tysięcy dzieci.  Ponad 99 procent się odnajduje. Los tych, które przepadły, jest zawsze intygujacy.

Ponad 95 procent z nich odnajduje się w pierwszym tygodniu od zgłoszenia, reszta – w ciągu kolejnych kilku tygodni. Najwięcej zdarzeń to przypadkowe oddalenia się od domu. Ot, choćby takie, kiedy dziecko wyrusza z rówieśnikami na grzyby, błądzi po lesie, a po zmroku, gdy poszukiwania ruszają pełną parą, wychodzi na drogę.

 Sporą grupę stanowią przypadki, kiedy maluch został u koleżanki lub kolegi i nie powiadomił o tym rodziców, którzy odchodzą od zmysłów. Zdarzają się jednak sprawy beznadziejne, których nigdy nie udało się rozwikłać.

Jedną z nich jest przypadek Tomka Cichowicza. 4-letni chłopiec (tyle miał w dniu zaginięcia) z Dobrego Miasta (woj. warmińsko-mazurskie), jest poszukiwany od 17 marca 1990 roku.

Przed chwilą go widziałem

– Ten dzień od rana był inny. Tomasz niespokojnie się zachowywał, nie chciał mnie puścić do pracy. Prosił: „Mamo zostań, nie idź, nie zostawiaj mnie”. Tłumaczyłam, że przecież już nie raz zostawał z tatą, że niedługo będę z powrotem, że muszę pracować. Podszedł do mnie, objął rączkami i zapytał ze łzami w oczach: „Mamo, a na pewno szybko wrócisz?” – opowiadała jego mama.

Kiedy wróciła do domu, zastała męża.

 – Gdzie Tomek? – zapytała.

– Jak to gdzie? Na podwórku, bawi się z sąsiadami. Przed chwilą go widziałem – odpowiedział.

Kilka minut później zawołała synka, ale ten nie przychodził. Potem zaczęły się dramatyczne poszukiwania.

– Zaglądałam do każdego rowu, szczeliny, pod każdy krzak. Miałam wrażenie, że może on gdzieś tam leży. Może się bawił, wpadł w jakąś dziurę, zaklinował i usnął zmęczony płaczem. To był piekielny wieczór. Wieczór totalnej rozpaczy i bezsilności – opowiada matka.

Tomek Cichowicz: nadzieja umiera ostatnia

Według policji chłopiec utopił się w pobliskiej rzece, ale rodzice nigdy nie pogodzili się z tą wersją i cały czas prowadzili poszukiwania. Byli gotowi poruszyć niebo i ziemię, byle tylko wyjaśnić, co się stało z ich „aniołkiem”.

Docierali do mediów, prywatnych detektywów, portali społecznościowych. Pomimo upływu czasu co pewien czas powracała sprawa zaginięcia Tomka.

Serca mocniej im zabiły, gdy w 2015 roku ktoś przesłał mamie Tomka zdjęcia amerykańskiego żołnierza, odznaczonego swego czasu przez Baracka Obamę za walkę w Afganistanie. Mężczyzna był niezwykle podobny do zaginionego Polaka. Znowu pojawiła się nadzieja!

Mama Tomka skontaktowała się za pośrednictwem Facebooka z żołnierzem, opowiedziała o swoim dramacie i poprosiła, by podał jej swoją grupę krwi i sprawdził, czy ma bliznę po wyrostku robaczkowym (jej syn jako dziecko przeszedł operację jego usunięcia). Żołnierz obiecał, że poszuka swoich fotografii z dzieciństwa, jednak nigdy więcej się nie odezwał. Dlaczego? Póki co, tylko on potrafi odpowiedzieć na to pytanie…

Tomek Cichowicz: trudne pytania

Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Sprawa ta wielokrotnie powracała na różnych forach w mediach społecznościowych.

Czy Tomek Cichowicz zaginął… Czy nie chce poznać swojego życiorysu i nie chce poznać swoich korzeni?

Na to pytanie pewnie nigdy nie poznamy odpowiedzi jeśli sam zainteresowany nie podejmie stosownych działań.

Fot. pecetowicz.pl za fb.pl

Chcesz być na bieżąco ze sprawami kryminalnymi? Polub nas na facebooku – TUTAJ.