O Karolinie B., 44-letniej mieszkance śląskich G. wśród znajomych i sąsiadów krążyła opinia, że jest kimś, kto w trudnej sytuacji finansowej może pomóc i wybawić z kłopotów. Jej życie zostało przerwane. Zabójstwo kobiety wstrząsnęło opinią publiczną.
Kobieta od wielu lat prowadziła firmę pośredniczącą w organizowaniu wyjazdów do pracy za granicą. Dlatego ludzie, którzy nie mieli zatrudnienia w Polsce, zgłaszali się do niej po pomoc. Uważali, że wystarczy kilkumiesięczny wyjazd, aby wybrnąć z zaległości finansowych. Najczęściej bywało jednak tak, że praca za granicą stawała się sposobem na życie i ludzie do G. przyjeżdżali tylko na krótki urlop, o ile w ogóle przyjeżdżali.
Z jej usług korzystały osoby w różnym wieku. W większości były to jednak kobiety. Karolina B. często organizowała dla nich pracę przy opiece nad starszymi osobami w Niemczech i we Włoszech. Miała też oferty dla młodszych, którym obiecywała etat kelnerki lub sprzedawczyni. Mężczyźni za jej pośrednictwem znajdowali zatrudnienie w Niemczech lub Holandii w dużych zakładach przetwórczych.
O ofertach dla kobiet pojawiały się różne pogłoski, ale nigdy, aż do 2017 roku, nie zdarzyło się, aby Karoliną B. interesowała się policja z Polski, czy z zagranicy.
Kobieta mieszkała w sporym domu wolnostojącym, wybudowanym przez jakąś górniczą rodzinę, a potem kupionym przez nią i wyremontowanym. Nie miała dzieci, a 3 lata wcześniej rozwiodła się. Jej biuro pośrednictwa wynajmowało spory lokal w centrum miasta i to tam najczęściej przychodzili chętni do pracy.
Zwłoki w rowie
Rankiem 14 lutego 2017 roku, o godzinie 5.30 policjanci przejeżdżający radiowozem drogą pomiędzy miejscowościami T. i G. zauważyli kobietę, która przechodziła przez rów w stronę jezdni. Na ich widok zawahała się i zaczęła machać. Była to 61-letnia Joanna B., która poinformowała policjantów, że przy drodze, tuż za rowem, leży jakaś kobieta, która nie daje znaku życia. Policjanci natychmiast to sprawdzili i stwierdziwszy, że kobieta jest martwa, zabezpieczyli to miejsce. Zastanawiali się czy to nieszczęśliwy wypadek, czy to było zabójstwo kobiety?
Przy okazji jeden z nich wykazał się dużą spostrzegawczością. Oglądając ślady na śniegu w pobliżu zwłok, pomimo panujących ciemności, zauważył, że od ciała odchodzą i wracają do nich ślady butów. Dyskretnie zerknął i stwierdził, że są to najprawdopodobniej ślady Joanny B., która zatrzymała radiowóz i powiadomiła o znalezisku. Szybko sprawdził dokąd prowadziły te ślady i na ich końcu, pod kamieniem, znalazł damski portfel i zegarek. Nie wziął tych przedmiotów, ale postanowił zatrzymać wylegitymowaną już Joannę B., która bardzo śpieszyła się do pracy. Po krótkiej rozmowie kobieta przyznała się, że przeszukała zwłoki. Zabrała z kieszeni płaszcza denatki portfel oraz ściągnęła z jej ręki zegarek. Policjant „docisnął” jeszcze mocniej i kobieta oddała, także zdjęte ze zwłok, pierścionek i złoty łańcuszek, które miała ukryte w biustonoszu.
Zszokowani takim postępowaniem niemłodej już kobiety policjanci zatrzymali ją i nałożyli kajdanki. Późniejsze przeszukania osobiste przeprowadzone w komendzie nie przyniosły już żadnych rewelacji. Joanna B. została oskarżona i skazana na 2 lata pozbawienia wolności za kradzież. Zarzut o zbezczeszczenie zwłok nie utrzymał się. Sąd uznał, że nie to było celem działania tej kobiety.
To nie był wypadek, tylko zabójstwo kobiety
Prokurator dość szybko dojechał na miejsce znalezienia ciała. Do miasta G. były niecałe 2 kilometry. Ekipa prowadząca oględziny rozpoczęła je przy sztucznym oświetleniu, ale kończyła, kiedy wzeszło już słońce. Sporo czasu zajęło zabezpieczanie śladów na śniegu pozostawionych przez różne osoby. W końcowym efekcie wszystkie ślady zidentyfikowano jako pochodzące od policjantów i Joanny B. Uznano też, że ciało kobiety znalazło się na poboczu drogi po uderzeniu w nią przez samochód. Wskazywały na to ujawnione na śniegu ślady toczenia się ciała od drogi w stronę krzaków. Na podstawie dokumentów z portfela stwierdzono, że nieżyjącą kobietą jest 41-letnia Karolina B., mieszkanka pobliskich G. Zostało to później potwierdzone rozpoznaniem przez jedną z jej pracownic.
Na miejscu oględzin odnotowano widoczne na zwłokach obrażenia typowe dla potrącenia przez samochód. Widoczne było złamanie nogi i nienaturalne wykręcenie ręki. Na wstępnym etapie tylko tyle można było zobaczyć. Resztę miała ustalić sekcja zwłok.
Jednak już na miejscu policyjni technicy zauważyli kilka zastanawiających faktów. Przede wszystkim nigdzie nie odnaleziono prawego buta, a rajstopy w miejscu styku nogi z podłożem były porwane i mocno zabrudzone, co mogło wskazywać na to, że kobieta szła pieszo, bez jednego buta. Nawet latem byłoby to zastanawiające. Prowadzący oględziny zwrócił też uwagę na nietypowe ślady na twarzy kobiety, które bardziej wyglądały na efekty pobicia niż obrażenia powypadkowe. Wszystko wyglądało na zabójstwo kobiety a nie nieszczęśliwy wypadek.
Ważną okolicznością był też brak telefonu przy zwłokach. Co prawda szybko ustalono, że logował się on ostatnio w okolicy jej adresu zameldowania, ale później okazało się, że miała kilka telefonów.
Sekcja zwłok
Sekcję zwłok przeprowadzono już następnego dnia. W jej trakcie rzeczywiście stwierdzono dwa rodzaje obrażeń na badanych zwłokach. Potwierdzono potrącenie przez samochód, w wyniku którego Karolina B. doznała złamania prawej nogi, złamania miednicy w dwóch miejscach, uszkodzenia barku, oraz licznych obrażeń w obrębie prawej strony głowy, polegających na stłuczeniu i pęknięciu kości czaszki. Umiejscowienie obrażeń wskazywało na to, że uderzona została w prawy bok. Tak, jakby próbowała zbiec z jezdni na pobocze przed pojazdem nadjeżdżającym do niej z tyłu. Zmarła z powodu rozległego wewnętrznego krwotoku w obrębie czaszki oraz drugiego w otoczeniu miednicy.
Na jej ciele stwierdzono też kilka innych obrażeń. Mianowicie świeżo rozbitą w wyniku uderzenia dolną wargę, zasinienia na szyi po podduszeniu i klasyczne sińce „przemocowe” na ramionach, gdzie, zarówno czyjeś kciuki, jak i pozostałe palce pozostawiły ślady po mocnym zaciskaniu w tych miejscach.
We krwi kobiety nie stwierdzono alkoholu ani innych substancji psychoaktywnych. Godzinę jej zgonu ustalono na 1-2 w nocy, czyli na kilka godzin przed jej znalezieniem. Na podstawie wszystkich śladów oraz spostrzeżeń z miejsca znalezienia zwłok, policjanci wysnuli założenie. Ich zdaniem potrącenie kobiety mogło nie być przypadkowe, ale stanowiło próbę dokonania morderstwa. Prokuratura była innego zdania. Ich zdaniem nie było to zabójstwo kobiety, dlatego zaczęto czynności w kierunku ustalenia sprawcy spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym.
Zabójstwo kobiety – dochodzenie
Równolegle z sekcją zwłok policjanci operacyjni prowadzili też działania w terenie, czyli w miejscu zamieszkania i w miejscu pracy Karoliny B. Ustalono, że kobieta od czasu rozstania z mężem, czyli od 4 lat, mieszkała sama. W dzień poprzedzający śmierć, czyli w poniedziałek 13 lutego 2017 roku, wyszła z pracy o godzinie 18 i według dwóch zatrudnianych przez nią kobiet nic nie wskazywało na to, aby miała się z kimś spotkać. Pracownice twierdziły jednak, że często zdarzały się jej jakieś wieczorne spotkania „w interesach” lub z ludźmi, którym miała organizować wyjazd.
Początkowo obie kobiety nie były zbyt rozmowne. Odpowiadały niechętnie i zdawkowo na pytania policjantów. Swoim zachowaniem doprowadziły do sytuacji, w której podjęto decyzję o zatrzymaniu ich i dowiezieniu do komendy. Dopiero tam, przesłuchiwane oddzielnie zaczęły zachowywać się normalnie.
Okazało się, że przy organizowaniu pracy za granicą Karolina B. współpracowała z różnymi osobami będącymi tam na miejscu. Najczęściej kontaktowała się z Rumunem Vasile A., zarówno w sprawach dotyczących pracy w Niemczech, jak i we Włoszech. Kobiety przyznały, że zdarzały się sytuacje, w których osoby wracające z pracy przychodziły do biura z pretensjami, że niewiele zarobiły, bo musiały opłacać się „Rumunowi”.
Szybko też przyznały, że część młodych kobiet wyjeżdżających za granicę trafiała do pracy w seksbiznesie, a nie na przykład do kawiarni, jako kelnerki. Pracownice biura Karoliny B. twierdziły, że ostatecznie nie wszystkie kobiety były z tego niezadowolone. Zarabiały tam dużo więcej, a Karolina B. raczej nie wysyłała ich w miejsca, gdzie byłyby siłą zmuszane do nierządu. A zdarzało się i tak, że już na miejscu same przenosiły się do świadczenia prostytucji i na to biuro nie mogło mieć wpływu.
Nie tylko opiekunki
Duży procent wyjeżdżających kobiet stanowiły opiekunki do starszych osób. Ale i w tym przypadku, zwłaszcza wśród zatrudnianych w Niemczech, zdarzały się problemy. Osoby wyjeżdżały opiekować się starszą osobą. Tymczasem na miejscu okazywało się, że jest to leżący inwalida wymagający pełnej, 24-godzinnej opieki pielęgniarki. Były też inne sytuacje, głównie we Włoszech, gdy kobiety po wyjeździe do pracy, którą było prowadzenie domu, nie wracały już do Polski i zostawały na Półwyspie Apenińskim na stałe. Wtedy w biurze pojawiali się ich mężowie z awanturą. W swojej ofercie Karolina B. miała podobno też takie zatrudnienie, w ramach którego kobieta wyjeżdżająca do Włoch, do prowadzenia domu samotnemu mężczyźnie, od razu wiedziała, że jej obowiązki nie skończą się na gotowaniu i sprzątaniu.
Ciąg dalszy tej historii znajdziesz w Detektywie Wydanie Specjalne 1/2021 (tekst Dariusza Gizaka pt. “Dobrodziejka”). Do kupienia TUTAJ.