Zmasakrowane zwłoki w stanie rozkładu

Ryszard G. był zapalonym wędkarzem. W mediach społecznościowych często chwalił się swoimi sukcesami. Znalezisko z 12 kwietnia 2012 roku nie trafiło jednak na portal, lecz do komisariatu policji. Wędkując nad Narwią w okolicy Drozdowa, w powiecie łomżyńskim, natrafił podbierakiem na czarny worek. W środku znajdowały się zmasakrowane zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu.

Śledczy mieli problemy ze zidentyfikowaniem denata, co czyniło niemal niemożliwym schwytanie odpowiedzialnych za ten czyn. Sprawa pozostałaby prawdopodobnie nierozwiązana, gdyby Ryszard G. nie zarzucił ponownie wędki.

Przed Bożym Narodzeniem 2012 roku ze szkockiego Inverness przyleciał do Warszawy Eryk M. Podczas tygodniowego pobytu w ojczyźnie zamierzał odwiedzić kolegów z Łomży, z którymi pracował w przetwórni ryb w Szkocji. Spotkanie po latach mógł zaliczyć do udanych, gdyby nie fakt, że jeden z jego przyjaciół nie przybył. Mało tego. Pozostali dwaj kompani twierdzili, że od kilku miesięcy słuch po nim zaginął. Pomimo ograniczeń czasowych, spowodowanych obowiązkiem stawienia się z powrotem w pracy na wyspach po Nowym Roku, Eryk M. postanowił przeprowadzić małe, prywatne dochodzenie w sprawie Andrzeja W. Udał się do jego rodzinnej wsi i odnalazł rodziców. Państwo W. byli zmartwieni losem syna. Nie mieli od niego wieści od stycznia 2012 roku.

***

Ostatni raz widzieli go w poprzednie święta Bożego Narodzenia. Potem poinformował ich krótko SMS-em, że znalazł pracę i musiał pilnie wrócić do Szkocji. Te doniesienia zaniepokoiły Eryka M. Był przekonany, że gdyby Andrzej W. dotarł na Wyspy Brytyjskie, z pewnością by się z nim skontaktował. Jego zaginięcie rodzice zgłosili na policję, lecz ta nie potrafiła ustalić miejsca jego pobytu.

Po powrocie do Szkocji, Eryk M. zgłosił lokalnej policji, że w styczniu 2012 roku Andrzej W. powinien wylądować w Edynburgu, ale od tamtej pory nie dawał znaku życia. Śledczy sprawdzili numer telefonu, z którego 42-latek wysłał ostatnią wiadomość u krajowych operatorów. Niestety ten numer nie logował się w usłudze roamingowej do żadnych połączeń na terenie Wielkiej Brytanii. Zdaniem Eryka M. nie mógł to być dowód na to, że nie dotarł na wyspy, gdyż zaginiony miał w zwyczaju zamieniać polską kartę SIM na brytyjską. Po sprawdzeniu lotnisk i punktów przeprawy morskiej, szkocka policja uznała, że nikt o nazwisku W., w pierwszym kwartale 2012 roku, nie wstąpił na terytorium Zjednoczonego Królestwa. M. te ustalenia przekazał polskiej policji.

Zmasakrowane zwłoki w rzece

Funkcjonariusze z komisariatu w S. w powiecie łomżyńskim zakładali, że Andrzej W. wrócił do Wielkiej Brytanii, dlatego też bagatelizowali zgłoszenie o jego zaginięciu. Mężczyzna znany był we wsi z pijackich awantur i bijatyk. Również swoim rodzicom dawał się we znaki. Policjanci przyjęli, że sprowokował kłótnię w rodzinnym domu i ująwszy się honorem wyjechał. Wysłał krótką wiadomość, więc ich zdaniem nie było się czym martwić.

W lutym 2013 roku Erykowi M. udało się zainteresować sprawą dziennikarkę jednej z regionalnych gazet. Ta szybko skojarzyła zaginięcie 42-latka z odnalezieniem zwłok w Narwi, niespełna rok wcześniej. Śledczy z komendy w Łomży zajmujący się tą sprawą, od razu wykluczyli, że denatem mógł być Andrzej W. Posiadał on bowiem charakterystyczny tatuaż smoka na klatce piersiowej. Na zwłokach takiego nie zauważono. Choć czas zgonu zgadzał się z tym, kiedy zaginął mężczyzna. Jednak na tamtym etapie śledztwa tych dwóch spraw nie można było powiązać.

Redaktor Suchomska miała jednak przeczucie, że coś łączyło morderstwo niezidentyfikowanego mężczyzny z zaginięciem Andrzeja W. Mężczyzna wyciągnięty z rzeki przez Ryszarda G. był mocno łysiejącym blondynem po czterdziestce. Nie posiadał znaków szczególnych. Oprócz ubrania nie znaleziono przy nim nic, co mogłoby ułatwić identyfikację. Został ciężko pobity, zapewne do nieprzytomności, i jeszcze żywy wrzucony do wody. Ciało spakowano w czarny, foliowy worek i próbowano nieudolnie obciążyć cegłami, ale zwłoki po kilku tygodniach lub miesiącach wypłynęły na powierzchnię, kiedy to G. zahaczył je podbierakiem.

W tym samym czasie, kiedy dokonano tego morderstwa, kilka kilometrów od Drozdowa zaginął mężczyzna w podobnym wieku. Czy to Andrzej W. stał za tym tajemniczym morderstwem?

Zmasakrowane zwłoki. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 8/2022 (tekst Konrada Szymalaka pt. Krwawy połów). Cały numer do kupienia TUTAJ.