Żona straciła męża. Ostatni, który zginał 11.09

Ten wrześniowy dzień w 2001 roku wstrząsnął nie tylko Stanami Zjednoczonymi, Nowym Jorkiem, ale i pewną zamieszkałą w Krakowie polską rodziną. To wtedy żona straciła męża, a dzieci ojca. Sławomir H. nie był jednak jedną z tysięcy ofiar zamachowców.

Końcówka lat 90. XX wieku i początek nowego stulecia były trudnym czasem dla rodziny H. To wtedy Sławomir stracił pracę inspektora w PKP i szukał nowego pomysłu na życie. Wraz z żoną Agatą mieli dwójkę dzieci – nastoletnią córkę Elwirę i o kilka lat młodszego syna Kajetana. Agata pracowała wcześniej na Uniwersytecie Jagiellońskim, na wydziale biologii. Po urodzeniu młodszego dziecka i trzyletnim urlopie wychowawczym postanowiła, że nie wróci na uczelnię. Znalazła pracę w gimnazjum, jako nauczycielka biologii. Gdy jej mąż stracił zatrudnienie, to na kobietę spadł ciężar utrzymania domu.

Sławomir miał świadomość, że tak dłużej być nie może, zwłaszcza, że ich córka była bliska ukończenia szkoły średniej i wybierała się na studia. To zawsze kosztowna sprawa, a tymczasem on ciągle nie mógł znaleźć zajęcia. Nie dziwne, bo w 2000 roku stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 15 proc. i wiele rodzin zmagało się z tym samym problemem, co H. Jednak w przeciwieństwie do innych, Sławomir miał w zanadrzu pewne rozwiązanie. Już od jakiegoś czasu jego mieszkająca w Stanach Zjednoczonych siostra namawiała go na przyjazd do Nowego Jorku. Sławek zawsze odmawiał Łucji, ale w sytuacji, w której znalazła się rodzina, coraz częściej myślał o emigracji. Po wielu rozmowach z żoną, w końcu się na to zdecydował.

– Jadę do Łucji. Spróbuję zarobić trochę pieniędzy. Będzie na studia Elwiry i może na budowę domu – powiedział Agacie.

Mąż za wielką wodą – to nie było idealne rozwiązanie, ale w tamtym momencie jawiło się, jako rozsądne. Agata wiedziała, że oprócz zarobku, Sławek chce też spróbować czegoś nowego. Zawsze był niespokojnym duchem, często zmieniał pracę. Wyjazd do Nowego Jorku pasował zatem do jego charakteru. Pocieszającą myślą była ta, że nie będzie tam sam. Jechał do siostry, która mieszkała w USA od 6 lat i całkiem nieźle radziła sobie w tamtejszej rzeczywistości.

Za wielką wodą

Sławomir H. wyruszył do Stanów w październiku 2000 roku. Nie zamierzał osiedlać się tam na stałe. Plan był taki, aby dorobić i wrócić do Polski. Łucja mieszkała w Far Rockway w nowojorskiej dzielnicy Queens i tam początkowo osiedlił się Sławek. Nie mówił zbyt dobrze po angielsku. Wcześniej uczył się tego języka jedynie z telewizji. Już w USA zapisał się na kurs, ale nigdy nie znalazł czasu, by w nim uczestniczyć. Jego siostra Łucja wspomina, że wielokrotnie tłumaczyła bratu, że Nowy Jork wcale nie jest takim przyjaznym miejscem i musi na siebie uważać.

 – Mówiłam mu, że w mieście może być niebezpiecznie, ale nigdy mi nie wierzył. Być może dlatego, że tak bardzo lubił tu mieszkać.

Aby zarobić na utrzymanie, Sławek imał się różnych prac, głównie budowlanych. Zarabiał około 1 tys. dolarów miesięcznie, z czego sobie zostawiał jedynie połowę. Resztę wysyłał do rodziny w Polsce. Z czasem wyprowadził się od siostry i wynajął pokój u innej Polki, która przyjechała do Stanów z Krakowa. Jego nowe lokum znajdowało się jedynie kilka ulic dalej od domu siostry.

Żona straciła męża

Do momentu tragicznego dnia 11 września 2001 roku radził sobie całkiem nieźle. Od dłuższego czasu pracował na budowie na Dolnym Manhattanie. Rano, jak zwykle, wyszykował się do wyjścia z domu. Podobnie, jak inni mieszkańcy Nowego Jorku, nie spodziewał się, że nie będzie to normalny dzień. Przed godziną 9 rano w pierwszy budynek World Trade Center uderzył samolot kierowany przez zamachowców i życie mieszkańców miasta wywróciło się do góry nogami. Budowę, na której pracował Sławek zamknięto, część miasta ewakuowano.

Polak miał świadomość, że nie wróci do pracy zbyt szybko, ale nie mógł sobie pozwolić na urlop. Chciał zarabiać. Wraz z innymi mieszkańcami miasta, uciekającymi z Dolnego Manhattanu, skierował się na Most Brookliński. Po jego przekroczeniu wsiadł w metro i pojechał do domu siostry. Jego myśli stale krążyły wokół konieczności poszukania nowego zatrudnienia. Chwycił więc egzemplarz polskiej gazety wydawanej w Nowym Jorku i zaczął przeszukiwać ogłoszenia o pracę. W końcu uznał, że znalazł to, czego szukał – supermarket Pathmark poszukiwał osób do nocnego sprzątania.

Zgłoszenia chętnych przyjmowała agencja pracy w Bay Ridge na Brooklynie, która obsługiwała Polaków. Praca również była w tej dzielnicy, w Farragut, co stanowiło pewną niedogodność, bo nie była to zbyt bezpieczna okolica. Dla Sławomira nie miało to jednak żadnego znaczenia. Udał się do agencji, by wypełnić papiery. Dowiedział się, że może zacząć jeszcze tego samego wieczoru. Potem wrócił do domu i zadzwonił do żony, by ją poinformować, że nic mu nie jest i dopiero od niej dowiedział się, do czego konkretnie doszło w Nowym Jorku.

Jak żona straciła męża? Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2022 (tekst Marty Jurkiewicz-Rak pt. Ostatni, który zginął 11 września). Cały numer do kupienia TUTAJ.