Czy Mariusz faktycznie został porwany?

W poszukiwania Mariusza G. zaangażowała się cała śląska policja. Czy mężczyzna został porwany? Po kilku dniach w willi państwa G. funkcjonariusze odkryli ślady krwi. Okazało się też, że jeden z pokoi został świeżo odmalowany, wymieniono w nim kanapę i dywan. Czemu zmieniono wystrój pomieszczenia? Na to pytanie mogłaby odpowiedzieć żona Mariusza G., tymczasem kobieta także zniknęła…

Maryla G. i jej mąż – Mariusz G. (oboje tuż po pięćdziesiątce), mieli odchowane dzieci (każde z nich córkę z pierwszego małżeństwa). Wiosną wybrali się na urlop na Kretę. Po powrocie urządzili w swojej willi przyjęcie. Lubili gościć bliskich i kiedy tylko nadarzała się okazja, zapraszali rodzinę i znajomych do siebie.
Trzeba tu zaznaczyć, że ich małżeńska, wspólna droga nie była długa. Poznali się w firmie Mariusza G., wzięli ślub i kupili dom, który wspólnie urządzili. Zdrowie dopisywało, nie brakowało pieniędzy, ale… No właśnie, było pewne ale… Mimo że małżeństwo nie było długie i para nie powinna jeszcze znużyć się swoim towarzystwem, Mariusza cały czas ciągnęło do innych kobiet…

Mężczyzna zaczynał karierę zawodową jako sztygar w kopalni, a potem założył firmę, która handlowała węglem, prowadziła remonty i zajmowała się oczyszczaniem miasta. Wreszcie zbudował składowisko śmieci. Odpady (głównie azbest) zwoził z całej Polski i dobrze na tym zarabiał. Ponoć niektórzy urzędnicy przymykali oczy na ilość niebezpiecznych odpadów. Mariusz G. umiał się odwdzięczyć… Chociaż nie brakowało także głosów, że mężczyzna angażuje się w ochronę środowiska.

Ojciec został porwany?


Jedni uważali małżeństwo państwa G. za udane, inni wręcz przeciwnie. Po powrocie z Krety para zaprosiła rodzinę na grilla w swojej posiadłości. Goście rozeszli się do swoich domów około godziny 20. I to był ostatni raz, kiedy bliscy widzieli Mariusza G. Po kilku dniach od imprezy jego żona poinformowała rodzinę, że mężczyzna został porwany i ktoś żąda od niej okupu w wysokości 10 mln zł. Kobieta powiedziała, że w nocy miał ją odwiedzić zamaskowany, uzbrojony mężczyzna i przedstawił warunki. Mówiła też, że wynajęła detektywa. Wersja o porwaniu mężczyzny była bardzo poważnie traktowana. Mariusz G. był zamożnym biznesmanem, a więc mógł dysponować środkami na okup.

Po kilku dniach od zaginięcia mężczyzny, do innego prywatnego detektywa zgłosiła się córka Mariusza G. z prośbą, aby wyjaśnił sprawę. Zastanawiała się czy ojciec został rzeczywiście porwany. Kiedy kobieta pojawiła się w domu ojca i macochy stwierdziła, że w salonie bardzo dużo się zmieniło. Była inna kanapa, inny kolor ścian i nowy dywan. Nie mogła jednak zapytać Maryli G. skąd te zmiany, ponieważ kobieta zniknęła, a razem z nią samochód i ponad 600 tys. zł, które pobrała w placówkach bankowych.

Detektyw, wynajęty przez córkę Mariusza G., na zwołanej konferencji prasowej jako klucz do wyjaśnienia zagadki tajemniczego zniknięcia biznesmena wskazał jego żonę, stwierdzając, że to ona jest współodpowiedzialna za jego zaginiecie. Powiedział, że umówił się z nią na spotkanie, jednakże nie przyszła, wyjaśniając, że sprawę zaginięcia małżonka zleciła innemu detektywowi. Po sprawdzeniu okazało się, że nie istnieje żaden inny detektyw. Od kiedy zaginięciem biznesmena zajął się ów detektyw, nikt więcej nie zgłosił się z żądaniem okupu.

Wiadomość

Ostatni ślad po Maryli G. urywał się na dworcu w K., skąd wysłała SMS-a do swojej córki. Napisała w nim, że wysłała jej list (nadała go dzień później), w którym wszystko wyjaśnia. „Jak go będziesz czytać, ja już nie będę żyła” – zakończyła swoją wiadomość. SMS-a wysłała 12 dni od przyjęcia w willi. Dopiero wtedy, po tylu dniach, powiadomiono policję o zaginięciu Mariusza G.
Niebawem znaleziono samochód mężczyzny. Jak ustalono, pojazd przez tydzień stał zaparkowany w tym samym miejscu. Kilka dni wcześniej zwrócił na niego uwagę jeden z policjantów, bo pojazd był dziwnie zaparkowany. Sprawdził, czy nie widnieje w rejestrze skradzionych aut. Nie widniał, zatem nie podjęto żadnych czynności. Dopiero kiedy do komendy trafiła wiadomość o poszukiwaniu samochodu, funkcjonariusz skojarzył fakty.

Znaleziono także samochód Maryli G. Kobieta w liście do córki napisała, gdzie go porzuciła. Poinformowała ją również, że w skrytce na dworcu w K. schowała ponad 600 tys. zł.
Maryla G. w liście do córki wyznała, że doszło do nieszczęśliwego wypadku w trakcie rodzinnej awantury, kiedy to miała zagrozić mężowi rozwodem, a wówczas on pobiegł po broń do piwnicy i zaczął jej grozić śmiercią. Potem miało dojść do szamotaniny i padł strzał.

Co stało się z Mariuszem G. Dowiedz się z Detektywa nr 2/2021 (tekst Niny Słupińskiej pt. Pieniądze szczęścia nie dają). Do kupienia TUTAJ.