Bo mordercę dręczą wyrzuty sumienia

Raczej trudno w to uwierzyć, ale zdarza się, że przestępcy po latach przyznają się do popełnionych zbrodni. Wszystko przez wyrzuty sumienia. Robią to dobrowolnie, z własnej, nieprzymuszonej woli, choć popełnili zbrodnię doskonałą! Z takim przypadkiem miała do czynienia niedawno warszawska policja. Sprawca zabójstwa czekał 18 lat ze zgłoszeniem!

Do stołecznej komendy policji zgłosił się mężczyzna, który przyznał się do zbrodni popełnionej 18 lat temu. Śledczym wyjaśnił, że “męczyły go wyrzuty sumienia”. Mężczyzna usłyszał już zarzut zabójstwa. Prokuratura złożyła wniosek o areszt dla podejrzanego, ale sąd go nie uwzględnił. Decyzja sądu zostanie zaskarżona – zapowiada prokuratura.

Po 18 latach Prokuratura Rejonowa Warszawa Mokotów wznowiła śledztwo w sprawie zabójstwa Jacka G. 25 kwietnia 2004 roku. Sebastian M., podejrzewany o popełnienie zbrodni, sam zgłosił się na policję. Przyszedł do Komendy Stołecznej Policji, bo – jak wyznał – “męczyły go wyrzuty sumienia i dlatego po 18 latach postanowił się przyznać”. O tym, że Jacek G. zmarł, Sebastian M. miał się dowiedzieć trzy miesiące po fakcie.

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz poinformowała, że Sebastian M. został przesłuchany jako podejrzany przy udziale adwokata. – Złożył obszerne wyjaśnienia – stwierdziła prokurator.

– Sebastianowi M. postawiono zarzut, że w dniu 25 kwietnia 2004 roku, działając z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia, zadał pokrzywdzonemu dwa uderzenia nożem, w wyniku czego doszło do powstania dwóch ran kłutych klatki piersiowej, które to obrażenia skutkowały śmiercią pokrzywdzonego. To jest o czyn z artykułu 148 paragraf 1 Kodeksu karnego (zabójstwo – red.) – wyjaśniła Skrzyniarz.

Sąd nie zgodził się na areszt

Prokurator Skrzyniarz przekazała, że z uwagi na grożącą podejrzanemu karę prokurator wystąpił do sądu o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania. Posiedzenie aresztowe odbyło się w miniony czwartek. – Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratora o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania, jak również nie zastosował środków wolnościowych – podała prokurator.

– Decyzja sądu zostanie zaskarżona. Zdaniem prokuratury konieczne jest zabezpieczanie prawidłowego toku postępowania poprzez umieszczenie podejrzanego w areszcie śledczym – dodała.

Za zarzucany czyn podejrzanemu może grozić dożywocie.

Zadał ofierze dwie rany kłute

Do zdarzenia doszło 25 kwietnia 2004 roku przy ul. Podchorążych w Warszawie. Jak ustaliła Polska Agencja Prasowa, do Sebastiana M. zadzwonił wówczas kolega, który poprosił go o pomoc, bo pokłócił się ze znajomymi z osiedla.

Sebastian M. zgodził się pomóc koledze. Kiedy przyjechał na miejsce, trwała już bójka. Podczas bijatyki M. miał zostać uderzony łańcuchem, po czym wyciągnął nóż i zadał ciosy atakującemu go mężczyźnie – Jackowi G.

Gdy ugodzony nożem Jacek G. usiadł na ziemi, Sebastian M. miał się oddalić z miejsca zdarzenia. Jak się później okazało, pokrzywdzony miał dwie rany kłute klatki piersiowej, w wyniku których zmarł.

Sprawą zajęła się prokuratura, która 27 stycznia 2005 roku umorzyła śledztwo z uwagi na niewykrycie sprawcy zabójstwa.

Wyrzuty sumienia mordercy

Raczej trudno w to uwierzyć, ale zdarza się, że przestępcy po latach przyznają się do popełnionych zbrodni. Robią to dobrowolnie, z własnej, nieprzymuszonej woli.

Nikt ich do tego nie zmusza i nikt ich nie ściga. Dlaczego sami skazują się na długoletni pobyt za kratkami. Wszystko przez wyrzuty sumienia.  Przypominamy kilka takich zdarzeń…

Cieszyn: wyrzuty sumienia po 6 latach

Zabójstwo 26-letniej ekspedientki ze sklepu z materiałami budowlanymi i remontowymi wstrząsnęło Cieszynem. Iza została zastrzelona 22 listopada 2002 r. Z kasy zniknęło 440 zł. 10-miesięczne śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów. W końcu prokuratura je zamknęła.

– Przestępstwo zostało popełnione w takim miejscu, że nie mogliśmy wykorzystać psów tropiących – mówił Andrzej Hołdys z Prokuratury Rejonowej w Cieszynie. – Strzał został oddany z broni samodziałowej, nigdzie niezarejestrowanej. Udało się popełnić przestępstwo niemal doskonałe.

Właściciel sklepu szukał zabójców na własną rękę – także bezskutecznie. Co roku w rocznicę zbrodni wywieszał zdjęcie zamordowanej z napisem – sprawca wciąż na wolności.

– Znajomi, którzy chodzili na cmentarz, mówili, że widywali koło grobu Izy człowieka – mówi Zbigniew Kreczko, właściciel sklepu. – Być może sumienie go gryzło.

Od zbrodni minęło sześć lat

Znajomi Izy stracili nadzieję na to, że jej zabójca zostanie schwytany. Wtedy do komendy powiatowej policji w Cieszynie przyszedł młody mężczyzna.

Przyszedł do dyżurnego i oświadczył, że kilka lat temu zastrzelił młodą dziewczynę – mówi st. asp. Ireneusz Korzonek z Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie.

Po rewizji i sprawdzeniu informacji podanych przez mężczyznę, Bogusława Ź., policja upewniła się, że to rzeczywiście on i wskazany przez niego Radosław B. napadli w 2002 r. na sklep. Odnaleziono magazynek i rękojeść pistoletu, z którego sześć lat temu padł śmiertelny strzał. Matka Bogusława Ź. o tym, że jej syn jest zabójcą dowiedziała się od brata.

– Wróciłam z pracy, w domu było pełno policji, przeprowadzali rewizję – mówi matka Bogusława Ź. – Szukali broni. I poszli. Dopiero w piątek brat spytał mnie, czy nie wiem, co grozi Bogusiowi.

Matka Bogusława Ź. mówi, że syn zawsze był skryty – nawet przed nią, że trudno było rozpoznać, czy ma jakieś problemy. Zauważyła dwa lata temu, że zaczął sięgać po alkohol, co wcześniej mu się nie zdarzało.

– Nie wierzę w to, że on mógł pójść z myślą, że zabije i zabić – mówi matka Bogusława Ź. – On nie mógł z tym dłużej żyć. Nie jest takim człowiekiem złym do szpiku kości.

Wyrzuty sumienia w więziennej celi

Tomasz M., odsiadując wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo, przyznał się do kolejnej zbrodni, o którą organa ścigania nawet go nie podejrzewały. Jak wyjaśnił, miał wyrzuty sumienia.

33-letni Tomasz M. z Grodkowa w lipcu 2010 r. został skazany na dożywocie za zabójstwo Marka M. W 2009 r. razem z bratem Ryszardem (skazany na 25 lat więzienia) skatowali mężczyznę i zrabowali mu buty warte 200 zł.

Na początku 2012 r., już siedząc w więzieniu, Tomasz M. przyznał się do zabójstwa Andrzeja J.; czynu tego dopuścił się w Wigilię 2008 r.

– Napisałem list do prokuratury, ponieważ mam wyrzuty sumienia z powodu tamtej zbrodni. Chciałbym się oczyścić. Teraz w więzieniu chodzę na spotkania religijne – powiedział podczas rozprawy, na którą został doprowadzony z rękami i nogami skutymi łańcuchami.

Andrzej J. mieszkał w tej samej klatce schodowej co Tomasz M. Jego zwłoki znaleziono 29 grudnia 2008 r. Początkowo biegli uznali, że mężczyzna zmarł na skutek silnego zatrucia alkoholowego – stwierdzono u niego 4 promile alkoholu. Śledztwa nie kontynuowano. Dopiero po liście Tomasza M. prokuratura ponownie wszczęła śledztwo w tej sprawie.

Jak ustalono, 24 grudnia 2008 r. odbył się pogrzeb ojca Tomasza M. Mężczyzna był przygnębiony, pił wódkę – najpierw sam, a potem przyłączył się do niego Andrzej J. W trakcie picia Andrzej J. miał się źle wyrazić o ojcu oskarżonego.

„To był impuls. Zerwałem się z fotela i zacząłem go dusić. Dusiłem go, by go zabić” – wyjaśniał w śledztwie Tomasz M. W poniedziałek w sądzie odczytano te wyjaśnienia. „Teraz żałuję, że to się stało. Mogłem tego nie robić. To wszystko przez alkohol. Mogłem się leczyć. Jakbym się na to zdecydował, to by do tego nie doszło” – mówił. Tomasz M. położył ofiarę na tapczanie i wyszedł z mieszkania.

Tymczasem na Sycylii

Karabinierzy na Sycylii widzieli już niejedno, ale z taką sytuacją zetknęli się pierwszy raz. Na posterunek dobrowolnie zgłosił się 47-letni rybak i przyznał do morderstwa. Wyznał, że woli więzienie niż wyniszczające go wyrzuty sumienia. To nie fabuła filmu kryminalnego. W 2020 roku ta historia wydarzyła się naprawdę w Palermo.

 Damiano Torrente dobrowolnie przyznał się do zbrodni, o którą nawet nikt go nie podejrzewał. Pójście na posterunek, jak wyznał, było prostą konsekwencją spotkania Jezusa. Karabinierom wskazał miejsce, gdzie wyrzucił ciało zamordowanej kobiety. Tym samym udało się wyjaśnić historię 30-letniej Rumunki, po której ślad zaginął pięć lat temu.

Zabił, bo bał się, że kobieta z którą od miesięcy miał romans rozbije jego małżeństwo. Oswoił się z tym, co zrobił. Wyrzuty przyszły, gdy w więziennej celi, gdzie trafił za stalking, zaczął wertować karty Ewangelii i rozmawiać z kapelanem, i tak… spotkał Jezusa. Tak się zaczęła historia jego nawrócenia. Po wyjściu na wolność zwrócił się o pomoc do jednego z palermitańskich proboszczy i razem weszli na drogę wiary.

W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że musi przyznać się do zbrodni i odpokutować za swoje czyny. Karabinierom wyznał, że całymi tygodniami nie spał z powodu wyrzutów sumienia. Jezus pomógł mu zmierzyć się z demonami przeszłości. „Ta historia wstrząsnęła wszystkimi. Wiele szczegółów zbrodni trzeba jeszcze wyjaśnić, jedno jest jednak pewne wiara zupełnie odmieniła Damiano” – mówi jego prawnik. Stracił zewnętrzną wolność, stał się jednak wewnętrznie wolny.

Źródło: tvn24.pl, wiara.info., tvpinfo.pl, uwaga.tvn.pl

Fot.pixabay.com,