Joanna Surowiecka – morderca dał jej telefon żonie

Czarna kartka z kalendarza: 7 czerwca. 7 czerwca 2006 roku zaginęła Joanna Surowiecka. Studentka wyszła z domu w Czechowicach-Dziedzicach na swój pierwszy egzamin. Zmierzała w kierunku w kierunku dworca kolejowego w Goczałkowicach Zdroju, ale nie dotarła do stacji…

Ostatnią osobą, z którą Asia kontaktowała się telefonicznie tego dnia, był kolega. Mieli się spotkać w pociągu w drodze na egzamin. O godzinie 8.41 wysłała mu SMS-a, ale do stacji kolejowej już nie dotarła. Tata dzwonił do niej w południe, telefon był jeszcze aktywny, choć córka nie odebrała połączenia.

Joanna Surowiecka w drodze na dworzec spotkała swojego oprawcę – Marka Z. Mężczyzna był zatrudniony w pobliskim barze, kiedy zobaczył ładną studentkę ruszył za nią… Zaszedł ją  tyłu i pociągnął do siebie. Oboje spadli ze skarpy kolejowej. 20-latka próbowała się bronić i wyzwała pomocy. Wściekły Marek Z. chciał ją uciszyć, złapał za kamień i zaczął nim uderzać w głowę dziewczyny. Kiedy przestała się ruszać zabrał jej komórkę, a ciało przykrył liśćmi. Na miejsce zbrodni wrócił w nocy. Zapakował jej zwłoki w worek i wywiózł taczką do pobliskiego zagajnika, i zakopał. Jak ustalili śledczy, chciał dziewczynę zgwałcić, ale jej wygląd i ślady krwi spowodowały, że  stracił ochotę.

Joanna Surowiecka – jej ciało znaleziono po czterech latach

Ciało Joanny odnaleziono dopiero w listopadzie 2010 roku. Właściwie dzięki uporowi rodziców dziewczyny, którzy cały czas mieli nadzieję, że odnajdą córkę żywą. Przypomnieli policji, aby znowu sprawdzić czy telefon Asi  logował się gdzieś. I po 4 latach faktycznie się zalogował. Był aktywny od 2 miesięcy. Okazało się, że Marek Z., który od zabójstwa zdążył już się ożenić i został ojcem podarował komórkę Asi własnej żonie. Kobieta nieświadoma, tego czego dopuścił się jej mąż i skąd pochodzi telefon zaczęła go używać. Tak trafiono na zabójcę.

Marek Z. przyznał się do zbrodni i próby gwałtu, wskazał też, gdzie zakopał ciało dziewczyny. Rodzice zamordowanej pamiętali, że kiedy jej szukali poszli też do barku w którym pracował Marek Z. Kiedy pytali go czy widział Joannę – zaprzeczył. Powiedział tylko, że widział dwóch mężczyzn z taczką… Potem pomagał kolegom wieszać plakaty informujące o poszukiwaniach zaginionej dziewczyny.

Mężczyzna został skazany na 25 lat więzienia.