Myślałem, że ją zabiłem, a nie miałem zamiaru

Myślałem, że ją zabiłem… Nie wiedział, co w niego wstąpiło. Złapał za znajdujący się w sieni młotek i rzucił się za kobietą. Cios był mocny, z całych sił, zadany metalowym obuchem. Myślał, że zabił, a potem, z nożem w ręku, napadł na dwóch braci. Młodszy z nich otrzymał cios w brzuch, starszy, nim się zorientował, miał już rozcięty żołądek. Obaj stracili śledzionę.

– O Marku mało co można powiedzieć – opowiadali o nim,  niespełna 30-letnim, wysokim, barczystym mężczyźnie policjanci z Trzebnicy na Dolnym Śląsku.

W każdym razie, nie układało się jakoś Markowi w życiu. Nawet za młodu. Nie miał rodziny, ani przyjaciół. Za różne drobne kradzieże, których dokonywał w okolicy, był dwukrotnie sądownie karany. I wielokrotnie notowany w kartotekach policyjnych. Fakt ten nie zrażał jednak do niego mieszkańców okolicznych wiosek. Niektórzy z nich mu pomagali, gdy zachodziła taka potrzeba. Bo żył samotnie i wałęsał się bezradnie po okolicy. Wspierano go również finansowo, gdy nie kradł, i zwracał się o taką pomoc. Nikt dokładnie nie wiedział, gdzie mieszkał, i czy w ogóle miał stały meldunek. W różnych miejscach przebywał w rejonach Trzebnicy, w różnych nocował.

Był blacharzem samochodowym

– Ale nie zdążył popracować w swym zawodzie – przyznawali policjanci. – Po ostatniej odsiadce, ponownie włóczył się po okolicy. 

Złodziejskie nasienie

Jagoda i mąż, małżeństwo grubo po 50. roku życia, zamieszkiwało w jednym z gospodarstw w rejonie Prusic – miejscowości położonej zaledwie kilka kilometrów od Trzebnicy. Przy domostwie starszych ludzi było zawsze co do zrobienia: przynieść coś, albo coś gdzie zanieść, porąbać drewno, no i ogólnie zakrzątać się koło gospodarstwa… Mąż Jagody był niepełnosprawny fizycznie i jeździł na wózku inwalidzkim. Nie zawsze dawał sobie radę z tym wszystkim, co go otaczało, stąd większość roboty spadała na kobietę.

Gdy nawinął się Marek, była rada z takiego pomocnika.

– Przywlókł się niespodziewanie – opowiadała o Marku Jagoda, kiedy po ostatniej swej odsiadce wiosnę 2017 roku pojawił się przed jej ogrodzeniem.

– Pomóżcie – prosił, by choć parę groszy zarobić na życie. – Bym mógł jakoś przetrwać…

Myślałem, że ją zabiłem

Stałej pracy nie chciał, jedynie dorywczej.

– Mizernie wyglądał, miał podkrążone oczy, liche odzienie, więc coś trzeba było z nim zrobić – mówiła Jagoda.

Zlecała mu różne zajęcia w obejściu. Gdzie mieszkał pomocnik? O to nigdy nie pytała, a on się nie chwalił.

Robił wszystko… Przenosił, wynosił, rąbał drwa, naprawiał usterki, również w domu, dokarmiał gospodarcze zwierzęta, pomagał przy roli.

– Ale macie fajnego pomocnika! – powiedziała raz, chyba z zazdrości, jedna z sąsiadek, z naprzeciwka, obserwując przez ogrodzeniu uwijającego się Marka. Zawsze pracował sumiennie i robił wszystko, co mu kazano.

Z takiego pomocnika był również zadowolony mąż Jagody, obserwujący ze swego inwalidzkiego wózka nowego pracownika. W wielu sprawach wyręczał żonę. I gdy raz kończył właśnie wcześniej rozpoczętą pracę, przywoływał go do stolika.

– To w nagrodę – i dał mu łyk świeżo zrobionej przez siebie nalewki. Smakowała.

– Zresztą po robocie często popijali razem różne trunki – twierdziła Jagoda.

Kobieta płaciła mu za to, co zrobił, nic więc dziwnego, że mężczyzna  pojawiał się kolejnego dnia. Mógł liczyć nie tylko na zarobek, ale również na wyżywienie. Jakaś zupa zawsze się dla niego znalazła.

Zażywam codziennie amfetaminę

Marek zamieszkiwał w różnych miejscach. Za niewielkie pieniądze wynajmował kąt u gospodarzy. Jeśli nie miał akurat dachu nad głową – jak ustalili potem śledczy – nocował po szopach, albo spał w stodołach. Gdy brakowało mu pieniędzy – kradł. Włamywał się po nocach w okolicy, i nieco dalej. Jego łupem padały sprzęt elektroniczny i pieniądze. Wdzierał się niespostrzeżenie, jak duch… Atakował i zabierał, co mu wpadło w rękę.

– Nikt go nie przyuważył – stwierdzono.

– A potem upłynniał wszystko wśród takich, jak on… – zapewniali policjanci.

Myślałem, że ją zabiłem

Jednak nie chciał się wtedy przyznać Jagodzie, jak żyje. Zdarzało się, że pożyczał od niej drobne sumy. 

– Czasami mi zwracał – przyznawała kobieta. Była dyskretna i nie pytała, skąd ma pieniądze. – Miał problem z narkotykami – dodawała, bo raz widziała, jak bierze, i nawet ją prosił wtedy, by nikomu o tym nie wspominała. Spełniła jego prośbę. Zachowała milczenie. I bardzo tego potem żałowała.

– Zażywam codziennie amfetaminę… – przyznawał Marek kobiecie, i dodawał, że kiedy bierze, nie jest sobą. – Zupełnie mi wtedy odbija… 

Współczuła, ale również i w tym przypadku nie pytała, skąd ma na to pieniądze.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 9/2022 (tekst Romana Roesslera pt. Myślałem, że ją zabiłem). Cały numer do kupienia TUTAJ.