Katarzyna S. choć była znana policji jako narzeczona gangstera z Łodzi Radosława W., nie figurowała w kryminalnych kartotekach. Z wywiadów środowiskowych wynikało, że trzymała się z daleka od podejrzanych interesów swojego partnera i pozostawała w jego cieniu. Zajmowała się głównie domem i nie udzielała się towarzysko. Na podstawie jakich danych sporządzono ten raport o niej? W środowisku przestępczym Katarzyna S. nie uchodziła za tak nieskazitelną, jak w policyjnych aktach.
Dwa czarne BMW i grupa potężnie zbudowanych osiłków w skórzanych kurtkach opierających się
o nie. Katarzyna S. wracała z torbą pełną zakupów do swojego mieszkania w bloku na łódzkiej Dąbrowie. Znała tych mężczyzn bardzo dobrze, a niektórych nawet od czasów podstawówki. Ludzie jej narzeczonego.
– Chłopaki, pożyczcie na chwilę komórkę, potrzebuję zadzwonić – Katarzyna S. zagadnęła sympatycznie.
Każdy natychmiast wyjął telefon. Katarzyna wybrała najdroższy model, siatkę z zakupami wręczyła jego właścicielowi i odeszła za róg, by zadzwonić. Kiedy Mariusz J. wrócił, kobieta rozmawiała z resztą kolegów.
– Mogę z powrotem mój telefon? – zapytał. – Jaki telefon? Nie brałam żadnego telefonu od ciebie. Coś ci się pomyliło – usłyszał Mariusz J.
Spojrzał osłupiały na kompanów i odpuścił. To narzeczona szefa. Nie warto było psuć sobie relacji z powodu telefonu komórkowego.
Narzeczona gangstera – miarka się przebrała
Wiosną 2008 roku Radosław W. został aresztowany za napad. Sąd postanowił o kaucji w wysokości 25 tys. zł. Katarzyna S. twierdziła, że narzeczony nie zostawił jej żadnych pieniędzy przed zatrzymaniem. Mariuszowi J. i innym wydawało się to dziwne, ale nie zważając na nic, postanowili się złożyć na wypiskę dla swojego szefa. Wymaganą sumę przekazali Katarzynie S., by ta ją wpłaciła. Zniknęła kobieta i pieniądze, a Radosław W. pozostał w areszcie.
Tym razem miarka się przebrała. Przestępcy postanowili odnaleźć oszustkę. Odwiedzili jej rodzinę i znajomych. Tych w Łodzi, jak i poza nią. Kobieta zaalarmowana o szeroko zakrojonej obławie na nią, odnalazła się po trzech dniach u siebie w mieszkaniu. Oczywiście bez pieniędzy. Twierdziła, że okradziono ją w drodze do sądu. Współpracownicy Radosława W. ponownie uzbierali kwotę poręczenia i osobiście wpłacili ją na konto sądu. Gdy ich szef wyszedł na wolność, nie zamierzali Katarzyny S. kryć. Jednak Radosław W. oddał im pieniądze i postanowił zachowanie narzeczonej zignorować.
Rozpad grupy
Chowająca się za plecami wpływowego partnera Katarzyna S. irytowała członków jego grupy. Wiosną 2009 roku Mariusz J. i dwóch innych ludzi zdecydowali się zakończyć współpracę z Radosławem W. i w leżących pod Łodzią Pabianicach samodzielnie trudnili się przestępczym rzemiosłem. Głównie wyłudzali kredyty na tzw. „słupa”. Dochodziły także egzekucje długów i wymuszenia haraczy od mniejszych przedsiębiorców. Pomimo rozbratu z Radosławem W., Mariusz J. żywił zacietrzewioną urazę do Katarzyny S. Policyjni informatorzy donosili nawet, że szykował zamach na jej życie. Śledczy zlekceważyli te doniesienia, opierając się na swoich ustaleniach, z których wynikało, że kobieta nie odgrywała żadnej znaczącej roli w działalności grupy przestępczej. Czy do Katarzyny S także dotarły te pogłoski?
W styczniu 2010 roku Mariusz J. stworzył fikcyjną firmę budowlaną, na której rozwój chciał wyłudzić pół miliona złotych kredytu. Działalność zarejestrował na Szymona P., który wcześniej współpracował z Radosławem W. Szymon P., pseudonim Puszkin, zdobył zaufanie Mariusza J. swoją niechęcią do Katarzyny S. Twierdził, że kobieta oszukała go na kilkanaście tysięcy złotych i był przez nią zmuszony nadstawiać głowy jako „słup” dla lokalnych przestępców. „Puszkin” przyjął propozycję współpracy i po kilku tygodniach na jego konto trafiło pół miliona złotych. Mariusz J. nie zdążył jeszcze dokończyć świętowania swojego sukcesu w jednej z łódzkich dyskotek, gdy doniesiono mu, że z konta zniknęły pieniądze, podobnie jak sam „Puszkin”. Mariusz J. nie miał wątpliwości, że stał za tym Radosław W., który podesłał mu w ramach zemsty swojego człowieka.
Morderstwo
Mariusz J. nie zamierzał przebierać w środkach i zdecydował się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Wynajął obywatela Kazachstanu, Rusłana L., do zamordowania pary. Zabójca otrzymał polecenie wykonania egzekucji na uboczu, by sprawa nie poruszyła od razu lokalnych mediów. Na potwierdzenie miał przynieść biżuterię należącą do ofiar – złoty sygnet z inicjałami, z którym Radosław W. się nie rozstawał, i złoty wisiorek, który Katarzyna S. nosiła na łańcuszku. 25 lutego 2010 roku Rusłan L. dostarczył dowody egzekucji Mariuszowi J. Dodatkowo wykonał kilka zdjęć ostrzelanego samochodu.
Z policyjnych raportów wynikało, że Radosław W. w przeddzień, czyli 24 lutego, zgłosił włamanie do swojego mieszkania na Dąbrowie i kradzież kluczyków od zarejestrowanego na Katarzynę S. BMW. Sprawca odjechał pojazdem spod bloku. Funkcjonariusze wszczęli poszukiwania, a para udała się na dwutygodniowy urlop do Egiptu. Widzieli się wtedy ostatni raz.
Narzeczona gangstera zatrzymana na lotnisku
Podczas powrotu Katarzyna S. została zatrzymana na lotnisku w Szarm el-Szejk, gdy w jej bagażu znaleziono ślady zakazanych substancji. Radosław W. poleciał do Polski, a Katarzynę S. zwolniono dopiero po interwencji konsulatu 3 dni później. Kobietę w ojczyźnie przywitały tragiczne wieści o śmierci jej partnera. Dzień wcześniej 13 marca Radosław W. został znaleziony martwy w ich mieszkaniu. Za przyczynę zgonu uznano uduszenie.
16 marca śledczy odebrali anonimowy telefon, że sprawcą morderstwa był Mariusz J., a w jego domu znajdował się sygnet ofiary i szpulka sznura, którym uduszono Radosława W.
Penitencjarny ping-pong
W trakcie przeszukania mieszkania wynajmowanego przez Mariusza J. funkcjonariusze odnaleźli sygnet z inicjałami Radosława W. oraz kłębek szarego sznurka sizalowego. Grubość i struktura włókna idealnie pasowały do śladów odnalezionych na szyi denata. Mariusz J. został tymczasowo aresztowany pod zarzutem morderstwa. Nie miał wątpliwości, że Rusłan L. go oszukał, a za jego plecami stała Katarzyna S. W łatwy sposób mógłby oczyścić się z zarzutów, ale musiałby się wówczas przyznać do zlecenia podwójnego morderstwa. Przyjął linię obrony z podrzuceniem do jego mieszkania obciążających go dowodów przez Katarzynę S., jednak te wyjaśnienia wydawały się śledczym niedorzeczne.
– Taka szara myszka wpadłaby na coś takiego? Człowieku zastanów się co mówisz! – wykpili go policjanci w trakcie przesłuchania.
Przez długie tygodnie pod celą pomstował na naiwność funkcjonariuszy i swoją bezsilność. Za namową adwokata zdecydował się przyznać do paserstwa i zeznał, że sygnet przyniósł mu nieznany z imienia Rosjanin, który ukradł samochód Katarzyny S. W bagażniku znajdował się sizalowy sznur, potrzebował go do wiązania roślin na balkonie. Tłumaczenie absurdalne, ale ponieważ Mariusz J. przedstawił alibi na czas zabójstwa Radosława W., sąd zdecydował się uchylić areszt tymczasowy i zamienił go na poręczenie majątkowe. Katarzyna S. znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. „Szara myszka” nie zamierzała dać się upolować.
Narzeczona gangstera to nie była szara myszka. Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 3/2022 (tekst Konrada Szymalaka pt. „Szara myszka”). Cały numer do kupienia TUTAJ.