Noworodek w skrzynce na narzędzia

Noworodek w skrzynce na narzędzia. Kilka lat temu o śląskich Żorach mówiła cała Polska. Nagłówki gazet i portali internetowych trąbiły o bestialstwie, którego dopuszczono się w tym nieco ponad 60-tysięcznym mieście. Wyrok zapadł w październiku 2016 roku.

Z wykształcenia była technikiem administracji, jednak nie pracowała w zawodzie. W życiu nie wiodło jej się najlepiej. Jako samotna matka ledwo wiązała koniec z końcem. Żyła z alimentów, które pobierała na małego synka. Niestety nie były one zbyt duże i nie zawsze wpływały na czas, dlatego Iwona musiała „dorabiać”. Nie garnęła się jednak do uczciwej pracy. Tłumaczyła, że nie może pracować, ponieważ nie ma kogo zostawić z dzieckiem. Tak naprawdę wolała łatwe pieniądze. Choć kiedyś wyjechała za granicę, mając nadzieję na lepsze życie, nie utrzymała się tam zbyt długo. Wróciła do Polski.

Noworodek w skrzynce na narzędzia

Iwonę doskonale znała miejscowa policja. Kobieta miała założoną kartotekę, a w niej dziesiątki zarzutów. Oskarżano ją o kradzież telewizora z pokoju hotelowego, który wynajmowała, rozbój z użyciem noża i – przede wszystkim – wyłudzenia. To właśnie oszustwa najczęściej dawały Iwonie szansę na szybki i „opłacalny interes”. Szczególnie cieszyła się, gdy w Żorach albo okolicy organizowano biletowaną imprezę masową, np. koncert. Wówczas podrabiała wejściówki, za co miała całkiem niezłą dniówkę. Dochodowym biznesem było dla niej także wyłudzanie pożyczek i kredytów na podrabiane dokumenty.

Kobietę bardzo dobrze kojarzyli również pracownicy miejskiego ośrodka pomocy społecznej, do którego chodziła po zasiłek. Urzędnicy, co jakiś czas, składali wizytę w wynajmowanym przez nią mieszkaniu, by sprawdzić, na co idą pieniądze z państwowej kasy. Gdyby nie fakt, że Iwona była pod opieką MOPS-u, zbrodnia, jakiej się dopuściła, być może nigdy nie wyszłaby na jaw.

Ukrywana ciąża

Iwona była w ciąży, jednak usilnie starała się nie zwracać na to niczyjej uwagi. Mimo że starała się w różny sposób ukryć brzuch, na niewiele się to zdało. Coraz mocniej było widać, że do rozwiązania pozostało niewiele. Ciążę Iwony zauważył również pracownik socjalny.

Gdy na początku 2015 roku kobieta kolejny raz pojawiła się w MOPS-ie, by wziąć pieniądze, po ciążowym brzuchu nie było śladu. Na pytanie o płeć dziecka zadane przez jedną z pracownic wyraźnie się zdenerwowała. Burknęła coś pod nosem. Było widać, że chce jak najszybciej zabrać zasiłek i wyjść. Strach pomieszany z zakłopotaniem zamiast szczerego uśmiechu na wieść o narodzinach mogły niepokoić i tak też było w przypadku pracownic MOPS-u. Gdy okazało się, że w ostatnich tygodniach Iwona nie była pacjentką miejscowego szpitala, postanowiły zawiadomić policję. Przeczuwały, że mogło stać się coś złego.

Dzielnicowi i kryminalni doskonale znali kobietę z jej poprzednich kanciarskich numerów. Tym razem nie chodziło jednak o wyłudzenie pożyczki, lecz dziecko, z którym nie wiadomo co się stało. Jako matka Iwona była marna – i to też doskonale wiedzieli mundurowi. Mimo że nie pracowała na etacie, i tak nie wywiązywała się z obowiązków rodzicielskich. Zamiast opiekować się dzieckiem, wolała kolejne godziny spędzać włócząc się bez celu po mieście albo uczestnicząc w pijackich hulankach. Chłopczyk był dla niej tylko przeszkodą na drodze do bezstresowego życia. Gdy miał niecałe 3 lata, oddała go babci na wychowanie i od tego momentu nie utrzymywała z nim kontaktu.

Gdzie jest dziecko?

Policja zaniepokojona zgłoszeniem MOPS-u skontaktowała się z Iwoną. Mundurowi pytali ją, co stało się z noworodkiem. Ta gubiła się w wątkach i nie potrafiła racjonalnie odpowiedzieć na pytania. Przełomem okazały się słowa matki młodej kobiety. Potwierdziła służbom, że córka niedawno urodziła. Ponoć był to chłopiec, ale wkrótce po rozwiązaniu oddała go do adopcji za granicę. W tę wersję można było uwierzyć. Wyrachowana, zimna i perfidna Iwona była zdolna do tego, by za parę groszy sprzedać własne dziecko. Żyła z dnia na dzień i ciągle brakowało jej gotówki.

Słowa jej matki dały funkcjonariuszom sporo do myślenia. Postanowili jeszcze raz porozmawiać z młodą kobietą; tym razem zadając jej jeszcze więcej trudnych pytań i nie dając pola do ucieczki. Iwona nadal gubiła się – brnęła w coś, by za chwilę się z tego wycofać. Początkowo twierdziła, że nie wie, o co chodzi, i udawała zdziwioną tym, że policja o coś ją podejrzewa. Próbowała przekonać mundurowych, że informacje o domniemanej ciąży to jedynie plotki na jej temat rozpowiadane przez sąsiadów i urzędników. Pod naporem kolejnych niewygodnych pytań przyznała, że była w ciąży, jednak poroniła. Po chwili znów zmieniła wersję. Podobnie jak jej matka tym razem stwierdziła, że urodziła chłopczyka, lecz chwilę później oddała go parze z zagranicy. W tej historii nadal było więcej pytań niż odpowiedzi.

Noworodek w skrzynce na narzędzia

Przyszłych rodziców chłopca rzekomo poznała przez przypadek. W pewnym momencie spontaniczna rozmowa z nimi zeszła na temat dzieci. Nowo poznani ludzie powiedzieli, że chętnie wezmą i wychowają malucha. Taki układ miał być wyjątkowo korzystny dla kobiety. Dziecko podobno odebrali zaraz po styczniowym porodzie. Tak przynajmniej twierdziła Iwona.

Policjanci byli przekonani, że kobieta kręci, jednak musieli udowodnić jej winę. Potrzebowali dowodów, by móc postawić jej zarzuty. Miejscem, w którym mogli je zdobyć, było wynajmowane przez nią mieszkanie. Przeszukali je, jednak oprócz sterty gratów i innych szpargałów nie znaleźli w nim nic, co pomogłoby pomóc w sprawie. Nie było tam ani śladu dziecka, ani innych oznak dramatu, który rozegrał się w czterech ścianach na żorskim osiedlu.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Sięgnij po Detektywa Wydanie Specjalne (tekst Miłosza Magrzyka pt. Noworodek w skrzynce na narzędzia). Cały numer do kupienia TUTAJ.