Tajemnica pokoju 1048. Sprawa niewyjaśniona

Tajemnica pokoju 1048. Był 2 stycznia 1935 roku, gdy do hotelu President w Kansas City wszedł młody mężczyzna, który poprosił o pokój na ostatnim piętrze. Przedstawił się jako Roland T. Owen z Los Angeles.

Zwrócił uwagę wszystkich brakiem bagażu. W kieszeni płaszcza miał jedynie tubkę pasty do zębów, szczoteczkę oraz grzebień. Sprawiał dobre i miłe wrażenie. Gdy po kilku godzinach od zameldowania do pokoju zapukała pokojówka, mężczyzna wpuścił ją i pozwolił posprzątać. Kobietę zdziwił półmrok panujący w środku. Choć był dzień, wszystkie rolety w oknach szczelnie zasunięto. Wówczas mężczyzna poprosił, by kobieta nie zamykała za sobą drzwi na klucz, ponieważ czeka on na swego przyjaciela. Gdy wróciła kilka godzin później z czystymi ręcznikami, nie wpuszczono jej do pokoju. Zza drzwi usłyszała jedynie nieprzyjemny głos każący jej odejść.

Tajemnica pokoju 1048

Następnego dnia obsługa hotelu zauważyła, że w pokoju 1048 słuchawkę telefonu zdjęto z widełek. Gdy recepcjonista udał się pod wskazany numer, usłyszał zaproszenie do wejścia. W środku, we wciąż panującym półmroku, zauważył skurczoną sylwetkę mężczyzny i ciemne plamy. Po chwili spostrzegł, że cały pokój jest we krwi. Na szyi, nadgarstkach i kostkach mężczyzny widoczne były ślady po związaniu. Owena kilkakrotnie dźgnięto nożem w klatkę piersiową. Miał przebite płuco i pękniętą czaszkę.

Przybyłym na miejsce funkcjonariuszom powiedział, że poślizgnął się w wannie. Po tym stracił przytomność, której nigdy już nie odzyskał. Celem zdobycia jakichkolwiek informacji o denacie, skontaktowano się z policją w Los Angeles. Wówczas okazało się jednak, że nikt o nazwisku Roland T. Owen nie istnieje. Dopiero po kilku miesiącach, dzięki opublikowanemu w gazecie artykułowi, Ruby Ogletree rozpoznała w zmarłym mężczyźnie swojego syna, Artemusa. Jedynym sukcesem w sprawie było poznanie prawdziwych personaliów zmarłego. Tajemnica pokoju 1048 nigdy nie została jednak rozwiązana.

Nie tylko tajemnica pokoju 1048

Czasem na jedną noc. Niekiedy dłuższy pobyt. W niektórych przypadkach sprawdziłby się wynajem choćby na godziny. Te też niosą śmierć. Ceną tych godzin byłby wówczas pobyt… „w hotelu dla przestępców”. Pod jednym warunkiem – gdyby ci zostali kiedykolwiek schwytani.

W1893 roku mapa Chicago wzbogaciła się o nowy obiekt – hotel, który niósł śmierć. Za nim stał Henry H. Holmes. Postrzegany był jako miły i sympatyczny mężczyzna o szczerej twarzy. Za przystojną maską krył się jednak seryjny morderca, który polował na piękne i samotne kobiety, a największą satysfakcję przynosiło mu uśmiercanie dzieci. Hotel został zbudowany tak, by ułatwić właścicielowi morderczy proceder. Plątanina pokoi, ukryte pomieszczenia w ścianach, tajemne przejścia i mury z płytami tłumiącymi dźwięk – to zaledwie część misternie przygotowanego planu zabijania. W tym przypadku sprawca był doskonale znany. Na kartach historii zapisało się jednak wiele spraw, gdy jedynym świadkiem brutalnego mordu były cienkie, hotelowe ściany.

Cele zamieniono w luksusowe pokoje. Najcięższy zakład karny – w jeden z najlepszych holenderskich hoteli. Het Arresthuis – w tym miejscu noc może spędzić każdy. Za nią, trzeba tylko słono zapłacić. Cena za pobyt we wspomnianych obiektach była jednak o wiele wyższa. Była nią śmierć człowieka.

Chcesz poznać kulisy tej sprawy? Sięgnij po Detektywa 7/2023 (tekst Anny Rychlewicz pt. Hotelowe Archiwum X). Cały numer do kupienia TUTAJ.