Wyjął nóż i piłę łańcuchową, i zaczął ćwiartować zwłoki

Stał i patrzył, jak się dusi. Zwisający z sufitu mężczyzna miotał się, walcząc o każdy oddech. Zaciskająca się na jego szyi pętla nie ustępowała. W końcu człowiek wydał ostatnie tchnienie. Wtedy przyglądający się wszystkiemu z boku obserwator zdjął ciało z haka, upewnił się, że nie ma pulsu i przystąpił do działania. Wyjął nóż i piłę łańcuchową, i po chwili zaczął ćwiartować zwłoki.

W internecie możemy znaleźć wszystko. Jest źródłem wiedzy, informacji, nowych przyjaźni. Ma też swoją mroczną stronę, związaną z przemocą i wykorzystywaniem ludzi. I to właśnie kolejna odsłona tego oblicza globalnej sieci wstrząsnęła pod koniec 2013 roku niemiecką opinią publiczną. Internet umożliwił pewnemu policjantowi z 30-letnim stażem popełnienie przestępstwa, które mrozi krew w żyłach.

Wśród wielu pożytecznych serwisów, w globalnej sieci znajdziemy również takie, które skupiają osoby o dziwnych upodobaniach, dewiantów i zbrodniarzy. Jednym z takich była strona skierowana do osób o skłonnościach do kanibalizmu, reklamująca się jako „Numer 1 w internecie dla miłośników egzotycznego mięsa”. W 2013 roku zawędrował na nią 59-letni Polak, Roman D. Wybrał sobie nick „LongpigHeszla”.

Roman D. od 20 lat mieszkał w Hanowerze, stolicy Dolnej Saksonii. Ten pochodzący z Warszawy mężczyzna, ukończył studia na Uniwersytecie Gdańskim. W pewnym momencie swojego życia uznał, że chce wyprowadzić się z Polski i na nowe miejsce zamieszkania wybrał zachodniego sąsiada naszego kraju. W Hanowerze, wraz ze swoim wspólnikiem, prowadził firmę transportową. Na co dzień był spokojnym, niczym nie wyróżniającym się mężczyzną. Nikt nie przypuszczał, że może mieć jakąś ciemną stronę. Ujawniono ją dopiero jesienią 2013 roku, gdy Romana nie było już w świecie żywych.

Ćwiartować zwłoki i inne makabryczne fantazje

11 listopada, zaniepokojony długą, niezapowiedzianą nieobecnością Polaka i brakiem kontaktu, jego wspólnik postanowił zgłosić sprawę zniknięcia mężczyzny policji. Funkcjonariusze przyjęli zawiadomienie i natychmiast przystąpili do zwyczajowych w takich przypadkach czynności, zwłaszcza, że w międzyczasie zgłosiła się do nich również narzeczona Romana, Tatiana, która także poinformowała, że nie widziała mężczyzny już od tygodnia.

Policjanci rozpytywali znajomych Romana D. i wszystkie osoby, z którymi mógł mieć kontakt. Przejrzeli także jego telefon oraz komputer, prześledzili aktywność internetową Polaka. Dzięki temu trafili na stronę internetową dla kanibali. Wraz z kolejnymi zdobywanymi informacjami, śledczym wyłaniał się coraz bardziej ponury obraz poszukiwanego Polaka. Mężczyzna marzył o tym, by ktoś go zamordował i zjadł i od co najmniej 6 lat  przeszukiwał zakamarki internetu, wchodził na strony poświęcone torturowaniu i mordowaniu, poszukując osoby gotowej spełnić jego „fantazję”. Na jednej z nich, o nazwie Zambian Meat, zaczepił użytkownika o nicku „Butcher755”, wypytując go o urządzenia, które posiada w domu.

***

W listopadzie 2012 roku Roman D. pisał: „Czy mógłbyś opisać swój pokój tortur i urządzenia, jakie w nim posiadasz? Sprawdzałeś ich wytrzymałość? Myślisz, że liny utrzymają człowieka o mojej wadze?”. Jak się później okazało, „Butcher755” nie był skłonny zrealizować zamierzeń Polaka, ale ten się nie poddawał i szukał dalej. 2 października 2013 roku, 59-latek trafił w sieci na Hermana O., posługującego się nickiem „Caligula31”. 55-latek mieszkał w okolicach Drezna. W przeszłości był żonaty, miał trójkę dorosłych dzieci. Po rozwodzie związał się z mężczyzną, z którym prowadził mały pensjonat w miejscowości Hartmannsdorf-Reichenau w paśmie górskim Rudawy, rozciągającym się na terenie południowo-wschodnich Niemiec oraz północnych Czech. Polak i Niemiec korespondowali przez ponad miesiąc, wymieniając w tym czasie około 400 wiadomości za pomocą internetowego forum i prawie 100 maili.

Zebrane dowody jednoznacznie świadczyły o tym, że to właśnie Herman O. jako ostatni widział Polaka żywego. Mężczyźni umówili się na spotkanie na 4 listopada 2013 roku. Tego dnia o Romanie D. słuch zaginął.

Szczątki zakopane w ogrodzie

Do przełomu w dochodzeniu doszło 28 listopada 2013 roku. Tego dnia w ręce policji trafił podejrzany w sprawie zniknięcia polskiego biznesmena, Herman O. W trakcie śledztwa okazało się, że nie jest on zwykłym obywatelem. Od 30 lat pracował w saksońskiej policji, jako ekspert ds. grafologii. Do zatrzymania doszło w godzinach pracy Hermana, w drezdeńskiej komendzie.

Mężczyzna potwierdził policji, że rzeczywiście spotkał się z Polakiem:

– Przez kilka tygodni kontaktowaliśmy się ze sobą przez internet. Wymieniliśmy wiele wiadomości. Kilkanaście razy rozmawialiśmy też przez telefon – mówił O. po zatrzymaniu. – Roman nalegał na spotkanie na żywo. Umówiliśmy się na 4 listopada. Spotkaliśmy się po raz pierwszy na dworcu w Dreźnie. Przyjechał pociągiem z Hanoweru. Odebrałem go i razem pojechaliśmy do mojego pensjonatu w Rudawach. – Dlaczego akurat tam? – Piwnica tego budynku to szczególne pomieszczenie. To coś w rodzaju sali tortur. To ono było naszym celem. Roman miał jedno marzenie… fantazję. Chciał, żeby ktoś go zabił i zjadł jego ciało. Zgodziłem się mu pomóc, to dlatego się spotkaliśmy. Mieliśmy podobne „upodobania”. Poderżnąłem mu gardło… Potem zacząłem ćwiartować zwłoki jego ciało na części, zajęło mi to około pięciu godzin. Wszystko nagrałem.

To była pierwsza wersja wydarzeń przedstawiona przez Hermana O. Pierwsza, bowiem po jakimś czasie zmienił zdanie, co do tego, kto pozbawił życia Romana D.

Chcesz poznać kulisy tej wstrząsającej sprawy? Jak to jest zabić i ćwiartować zwłoki? Sięgnij po Detektywa 1/2022 (tekst Anny Frej pt. “Mroczna strona policjanta”). Cały numer do kupienia TUTAJ.