Zawiadomienie o zwłokach i 5 promili alkoholu

„Ratunku, dzwońcie na policję” – dokładnie takie słowa, w styczniu 2018 roku, usłyszeli mieszkańcy jednego z bloków na warszawskiej Woli. W tym samym czasie, na policję wpłynęło zawiadomienie o zwłokach kobiety leżących pod blokiem.

Funkcjonariusze, którzy udali się pod wskazany adres, przy wejściu do mieszkania znaleźli też ciało 72-letniego mężczyzny z ranami głowy. Był to właściciel mieszkania, który od pewnego czasu wynajmował pokój 36-letniemu lokatorowi. Na parapecie odkryto z kolei ślady mogące świadczyć o tym, że znaleziona pod blokiem kobieta również przebywała w tym samym mieszkaniu. W jej przypadku, obrażenia wskazywały na upadek z dużej wysokości. W sprawie zatrzymany został 36-letni lokator. Po przewiezieniu go do szpitala i poddaniu badaniom na zawartość alkoholu we krwi okazało się, że mężczyzna ma ponad 5 promili. Po wytrzeźwieniu twierdził, że nic nie pamięta. Mimo to, zgromadzony materiał dowodowy pozwolił na postawienie mu zarzutu zabójstwa.

Nie tylko zawiadomienie o zwłokach

Pod wpływem chwili, w wyniku odurzenia, na skutek bójki czy jako finał alkoholowej libacji – to najczęstsze drogi prowadzące do zbrodni, której ofiarą jest sąsiad zza ściany, lokator czy właściciel wynajmowanego lokum. Zbrodni, z których jedne są planowane, drugie przypadkowe. Zdarzają się i takie, których efekt bywa zaskakujący dla samego sprawcy. Wszystkie łączy jedno – tajemnica czterech ścian, często będących jedynym świadkiem zdarzenia.

Jest rok 1832. Uniwersytet w Edynburgu jako powszechnie znana i szanowana placówka kształcąca młodych medyków, by nauczyć ich anatomii, potrzebuje odpowiednich środków. A konkretniej zwłok. Ograniczenie orzekania kary śmierci doprowadza wówczas do braków ciał, które mają przysłużyć się nauce. W związku z tym zaczęto wykradać świeżo pochowane zwłoki obywateli, by potem zhandlować je lekarzom. William Burke i William Here wpadli jednak na jeszcze mroczniejszy pomysł…

Ten drugi prowadził mały pensjonat w stolicy Szkocji. Początkowo biznes bazował na ciałach schorowanych lokatorów, którzy ginęli śmiercią naturalną. Gdy tych zabrakło, należało im pomóc. Lokatorów upijano whisky, a następnie duszono. Ciała sprzedawano. Kolejnym krokiem była już sekcja zwłok, którą przeprowadzali na nich adepci medycyny.Cztery ściany widziały już wiele. Zbrodnie kuchenne i te dokonane na członkach najbliższej rodziny to jednak nie wszystko. Kiedy nikt nie patrzy, to właśnie dach nad głową wydaje się być jedynym świadkiem przestępstw. Także tych popełnionych przez zupełnie obcych sobie ludzi. Takich, z którymi dzieli się jedynie metraż.

Chcesz poznać inne tego typu historie? Sięgnij po Detektywa 10/2022 (tekst Anny Rychlewicz pt.”Lokatorzy z piekła rodem”). Cały numer do kupienia TUTAJ.