Zbrodnie sprzed lat. Kto zabił pannę Wilkosz?

Zbrodnie sprzed lat to bardzo intrygujący temat. Dzisiejsza policja uzbrojona w nowoczesne urządzenia łatwo ustala sprawców zbrodni. A jak to robili śledczy kilkadziesiąt lat temu? Nie mieli komputerów, super laboratoriów, a mimo to łapali bandytów. Przykładem niech będzie zabójstwo w centrum stolicy.

Dnia 15 września 1932 roku dokonano w domu nr. 85 przy ul. Wilczej w Warszawie zabójstwa Marji Wilkosz. Wilkosz była służącą u dyrektora fabryki wyrobów niemetalowych A., który był Włochem. Zawiadomiony telefonicznie Urząd Śledczy m. st. Warszawy delegował na miejsce zdarzenia oficera i wywiadowców.

Mieszkanie dyrektora A., położone na drugim  piętrze, składało się z 4 pokojów, przedpokoju  i kuchni. Posiadało dwa wejścia od frontu do przedpokoju i od tylnej klatki schodowej przez kuchnię. Służąca Wilkosz leżała na podłodze w przedpokoju z rozbitą czaszką w kałuży krwi. Doraźne oględziny wskazywały, że denatkę uderzono tępym narzędziem w tył głowy. Uderzenie to spowodowało pęknięcie czaszki.

Następnie na podstawie śladów krwi stwierdzono, że uderzenie nastąpiło w kuchni w czasie, gdy Wilkosz stała przy kredensie odwrócona tyłem do paleniska kuchennego. Po otrzymaniu uderzenia upadła na podłogę do tyłu, a sprawca ciągnął ją za nogi do przedpokoju, gdzie ją pozostawił.  W chwili przybycia władz śledczych Wilkosz była nieprzytomna, dawała bardzo słabe oznaki życia i w drodze do szpitala zmarła.

Zbrodnie sprzed lat: wielka kradzież

Dalsze oględziny mieszkania stwierdziły, że drzwi z kuchni na klatkę schodową były otwarte, a w jednym z pokojów wyrwano szuflady z biurka przez podważenie blatu łomem lub żelazem. Z tego właśnie biurka skradziono 2000 zł. i 6000 lirów w banknotach tysiąclirowych. Przy dokładnym badaniu ujawniono na podłodze w przedpokoju w kałuży krwi mało wyraźny ślad buta. Kierunek buta wskazywał, że osobnik ten wyszedł drzwiami frontowymi na główną klatkę schodową

Dyrektor A. zeznał, że jak zwykle wyszedł z domu do fabryki rano o godz. 8, żona zaś opuściła mieszkanie około godz. 9.30 dla załatwienia różnych sprawunków. Powróciła o godz.14-ej do domu frontem. Zatrzask drzwi do przedpokoju otworzyła własnym kluczem. Po wejściu do przedpokoju zobaczyła leżącą w kałuży krwi służącą, wobec czego weszła do pokoju do telefonu i zawiadomiła tym męża i policję.

Przeprowadzony na terenie domu wywiad ustalił, że w tym dniu w godzinach przedpołudniowych jakiś osobnik roznosił po mieszkaniach cenniki pewnej firmy węglowej, reklamującej tani węgiel i brykiety. Osobnika tego widzieli sąsiedzi, jak wchodził również do mieszkania A. do kuchni. Następnie po chwili wyszedł, wszedł do innych mieszkań, po czym powtórnie wszedł w ten sam sposób do mieszkania A. Nikt nie widział, by wychodził przez kuchnię na tylną klatkę schodową.

Ubranie sprzedał na targu

Rzeczywiście znaleziono w kuchni w szufladzie stołu cennik z reklamą firmy, dostarczającej węgiel. Zapytana firma podała, źe wysłała takiego gońca dla rozniesienia po mieszkaniach cennika. Nazywa się on Wiśniewski, mieszka przy ul. Twardej. Stwierdzono w biurze rejestracyjnem Urzędu Śledczego, że Wiśniewski był karany za napad rabunkowy 4-letnim więzieniem i jest kilkakrotnie notowany za kradzieże.

Wiśniewski został zatrzymany. Przesłuchany przyznał, że przynosił cennik do mieszkania dyrektora A., wchodząc drzwiami od kuchni. W kuchni zastał służącą, której cennik wręczył, po czym tymi samymi wyszedł. Zaprzeczył mimo konfrontacji, by drugi raz do tego mieszkania wchodził.

Stwierdzono, że Wiśniewski ma ubranie inne, aniżeli miał w dniu krytycznym. Zapytany gdzie ma stare ubranie — oświadczył, że sprzedał na targu I tamże kupił nowe. Handlarza wskazać nie mógł.

Zbrodnie sprzed lat: Ja nie zabiłem

Po zbadaniu obuwia u Wiśniewskiego stwierdzono rdzawe plamki na podbiciu podeszwy. Ekspertyza wykazała, że są to ślady krwi ludzkiej tej samej grupy, jak krew denatki. Zapytany Wiśniewski, skąd się wzięła krew na jego obuwiu, nie dał żadnej odpowiedzi. Zaprzeczył natomiast kategorycznie, by on dokonał zabójstwa Wilkoszówny.

Prowadzone dalsze wywiady i rozpytywania stwierdziły, że denatka cieszyła się dobrą opinią. Nie utrzymywała żadnych stosunków z mężczyznami, była skromną dziewczyną. Przesłuchany kilkakrotnie dyrektor A. nie mógł nic takiego podać, co mogłoby posłużyć do wykrycia sprawców zabójstwa. Mimo wielogodzinnych przesłuchiwań, Wiśniewski kategorycznie i stanowczo zaprzeczał, by dopuścił się tego czynu. Na podane mu dowody nic nie odpowiadał i nie umiał ich wytłumaczyć.

Prowadzący dochodzenie oficer w toku wielokrotnych przesłuchań Wiśniewskiego nie nabrał zupełnej pewności, że Wiśniewski jest zabójcą. Jego sposób zachowania się, jego małe zdenerwowanie i inne momenty psychiczne nie dostrajały się i nie wskazywały, by można było z całą stanowczością stwierdzić, że Wiśniewski zabił. Praktyka wykazuje, że zabójca inaczej się zachowuje, jego myśli, gra muskułów jego twarzy i błyski oczu inaczej reagują w czasie intensywnego przesłuchania, aniżeli to miało miejsce u Wiśniewskiego.

Dla skontrolowania pewnych szczegółów na miejscu przestępstwa udał się oficer prowadzący dochodzenie do mieszkania dyrektora A. W czasie rozmowy z nim J jego żoną wyszedł na jaw dziwny szczegół. Żona dyrektora wspomniała, że zdziwiona jest faktem naprawy drzwiczek u pieca w kuchni. Przed wypadkiem zawiasy drzwiczek były obluzowane i z tego powodu źle się domykały, a obecnie są w najzupełniejszym porządku. Ponieważ nikogo nie zamawiała do naprawy tych drzwiczek, więc nie umie sobie tego wytłumaczyć.

Zbrodnie sprzed lat: nie był karany

Fakt ten zainteresował prowadzącego dochodzenie. Dopiero wówczas przypomniał sobie dyrektor A., że przed kilkoma tygodniami przybył do niego do fabryki jeden z byłych jego robotników. Mężczyzna prosił o pracę. Ponieważ nie mógł go przyjąć do pracy w fabryce, a wiedział, że jest on zdunem, zaproponował mu, by któregoś dnia przyszedł do jego mieszkania i zbadał, czy piece są w porządku. Czy ów robotnik był w mieszkaniu, tego dyrektor nie wiedział.

Nazwisko i adres tego zduna zostało niezwłocznie ustalone na podstawie listy płac w fabryce. Był to Zając Michał, zamieszkały na Targówku. Zając w kartotekach Urzędu Śledczego nie figurował i karany sądownie nie był.

Zarządzono obserwację Zająca. Jedna ze sprytniejszych wywiadowczyń przebrała się za biedną bezrobotną dziewczynę, która żebrze i szuka jakiejkolwiek pracy. Udała się pod nieobecność Zająca do jego mieszkania. Poprosiła żonę Zająca o kawałek chleba, dodając, że może jej pomóc w domu urąbać drzewa lub przeprać bieliznę dzieci. Zającowa zgodziła się na to i wywiadowczyni sprytnie nawiązała z nią rozmowę o mężu. Zającowa skarżyła się, że mąż obecnie wałęsa się całymi nocami po szynkach, przyjeżdża taksówką do domu pijany. Choć jest bezrobotny, posiada pieniądze nie wiadomo skąd. Je j nic nie daje, a wszystko puszcza w szynkach z prostytutkami.

Ten szczegół wzmocnił przekonanie prowadzącego dochodzenie, że Zając może być sprawcą zabójstwa Wilkoszówny. Obserwacja nad Zającem została wzmocniona i pewnego dnia został on zatrzymany na pl. Bankowym, gdy usiłował zmienić jeden banknot 1000 lirowy.

Zbrodnie sprzed lat: jak to się stało?

  W czasie przesłuchania w Urzędzie Śledczym przyznał się do popełnienia zabójstwa i rabunku pieniędzy z biurka — podając, że przyszedł do mieszkania A. naprawić piece. Służąca, która go znała, wskazała mu drzwiczki w piecu kuchennym jako zepsute. Drzwiczki te naprawił i nagle zabłysła mu myśl dokonania rabunku. Wiedział, że dyrektor przechowuje pieniądze w biurku, ponieważ widział, jak chował tam pieniądze w czasie jego uprzedniej bytności w mieszkaniu. Młotkiem, który ze sobą przyniósł, uderzył w głowę Wilkoszównę w chwili, gdy ta stała odwrócona tyłem do niego, a gdy zobaczył, że upadła, bojąc się, by ktoś przez okno z kuchni nie zauważył tego, wciągnął ją za nogi do przedpokoju. Następnie rozbił biurko i skradł znalezione w szufladzie pieniądze, po czym wyszedł drzwiami kuchennymi i przez nikogo niezauważony, zabierając ze sobą narzędzia zduńskie.

Pozostało tylko podać, jaki był udział w tej sprawie Wiśniewskiego. Otóż Wiśniewski wszedł po raz drugi do mieszkania h. w tym celu, by przez mieszkanie to dostać się na klatkę schodową frontową, ponieważ chciał rozdać cenniki lokatorom mieszkającym po drugiej stronie domu. Chciał sobie ułatwić, by nie schodzić z trzeciego piętra na parter i znów wchodzić na Ili piętro od frontu.

Wiśniewski niewinny

Oddając za pierwszym razem cennik Wilkoszównie, stwierdził, że jest ona sama w mieszkaniu. Chciał ją więc poprosić, by go przepuściła przez mieszkanie na Frontową klatkę schodową. Gdy wszedł po raz drugi przez kuchnię, nie widząc służącej, poszedł dalej. Wtedy zauważył leżącą w kałuży krwi Wilkoszównę w przedpokoju. Przestraszył się, przez nieuwagę nastąpił na krew i uciekł frontowymi  drzwiami, odsunąwszy zatrzask, po czym  drzwi zamknął za sobą. Kupno nowego ubrania na targowisku było zbiegiem przypadku i z tą sprawą nie miało żadnej łączności. Wiśniewski nie chciał się do tego przyznać. Obawiał się , że jako karanemu za rozbój władze śledcze nie uwierzą, a tylko jeszcze bardziej się obciąży.

Rzeczywistego zaś sprawcy nie znał i nic o nim nie mógł powiedzieć władzom śledczym. To go skłoniło do zatajenia prawdy.

Właściwy zabójca został skazany na karę więzienia, a Wiśniewski jako niewinny został zwolniony

W tekście zachowano oryginalną pisownię i składnię, charakterystyczną dla tamtych czasów.

źródło: Na Posterunku : tygodnik poświęcony sprawom policji państwowej. R.17, nr 53